tag:blogger.com,1999:blog-3596408019576484188.post282005039823274151..comments2024-01-12T16:10:55.014+01:00Comments on Słowobraz: Synek z ChybiaJerzyhttp://www.blogger.com/profile/10277218161362099258noreply@blogger.comBlogger6125tag:blogger.com,1999:blog-3596408019576484188.post-29776532485913513392016-10-07T01:03:52.589+02:002016-10-07T01:03:52.589+02:00Wczoraj zmarł "Synek z Chybia",w sobotę ...Wczoraj zmarł "Synek z Chybia",w sobotę jest jego pogrzeb.Dziękuję Panu za wszystko co zrobił Pan dla mojego BRATA.Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3596408019576484188.post-4293903900843958422010-11-06T19:22:08.882+01:002010-11-06T19:22:08.882+01:00"Ojciec pochodził z miasteczka, gdzie była je..."Ojciec pochodził z miasteczka, gdzie była jedna z cukrowni należących przed wojną do jakiegoś hrabiego, którego pełnomocnikiem był pan Krajewski. To on właśnie ściągał potem do Polski byłych mieszkańców Chodorowa. Chybie i Świecie w Poznańskiem też były jego własnością. Ojciec został w Chybiu, ale jego brat z żoną pojechali jeszcze dalej – do Raciborza.. Ten ich hrabia, u którego ojciec mojego taty był kamerdynerem, zawołał kiedyś dziadka z synami i patrząc każdemu chłopakowi uważnie w oczy, mówił, kim kto ma zostać w przyszłości: ten…ma być.. urzędnikiem, ten…ślusarzem, ten…jeszcze kim innym, a ten - wskazał na mojego ojca - "Ten ma być żołnierzem!". <br /><br />I jak kazał, tak się stało, tylko potem wojna wszystko pomieszała. Oprócz taty z Chodorowa pochodzili jeszcze: Motylewski, Jungowie, Wysoccy, Kozłowscy, Czyżykowie, Konopelscy, Burkowie. Tak, tak... jak byliśmy mali, często słyszeliśmy w Chybiu wschodnie zaciąganie oprócz naszej kochanej gwary.<br /><br />Tata miał kilku dobrych znajomych w tym Chybiu i to właśnie jeden z nich mu znalazł nowe miejsce pracy. Nawet w rodzinie swojej żony, czyli naszej mamy, znalazł poparcie <br />i Poloczkowie zorganizowali spotkanie ze mną i moimi siostrami w swoim familoku, przy kopalni „Silesia” w Czechowicach, a mój kuzyn Piotr grał nam na akordeonie. Nasz ojciec mieszkał wtedy kątem u kolegi, który przyjechał ze Wschodu. Najpierw zaczął pracować w chybskiej cukrowni, bo po to go tam ściągnięto, ale potem znalazł pracę w Czechowicach Południowych, w „Kontakcie” i znalazł też mieszkanko – niedaleko tych zakładów, naprzeciwko stacji kolejowej, po drugiej stronie ruchliwej ulicy biegnącej wzdłuż torów.<br /><br />To fakt, że z Chybia dużo chłopaków wcielono do różnych wojsk niemieckich. Z drugiej strony żył tam były powstaniec śląski – nasz wujek Adolf Krzyżanek, szwagier naszego taty, który dał mu w knajpie „U dziadów” w gębę, słysząc zarzuty ojca pod adresem Ślązaków. Te awantury musiały się powtarzać, bo miejscowi mężczyźni wykańczali go nerwowo, donosząc mu o rzekomych zdradach jego żony, czyli naszej mamy. Podobno wchodził na drzewo rosnące w alejce naprzeciwko okien biura, gdzie pracowała, żeby ją podpatrywać. Drugi jego szwagier był w czasie okupacji w Chybiu żandarmem. Po wojnie odsiedział 5 lat w alianckim więzieniu, gdzie musiał szyć damską bieliznę i bywał bity przez żandarma – Murzyna... <br /><br />Ojciec często wyjeżdżał, bo kiedy już się urządził w tym nowym domu na strychu, to jak miał wolne, jeździł pociągami. Nie mógł usiedzieć na miejscu. Nie tylko do Raciborza, ale i do Nowej Soli, do odnalezionej tam rodziny. Nawet do Niemiec pojechał, tam gdzie był zesłany na roboty i odwiedzał swojego bauera – Bartha. Opowiadał mi, że patrzył z tyłu na córkę tego bauera ...jak się schylała przy zbieraniu ziemniaków i lubiła go, ale jak wkroczyli Rosjanie, to ją zgwałcili i ona przyszła do niego ... on tam gdzieś był cały czas w pobliżu..."<br /><br />fragment - M. Sytnik, "Ułan", Rękopis 5 Warszawa 2008 r.Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3596408019576484188.post-12283062018153814592010-11-06T19:15:01.512+01:002010-11-06T19:15:01.512+01:00"Ojciec pochodził z miasteczka, gdzie była je..."Ojciec pochodził z miasteczka, gdzie była jedna z cukrowni należących przed wojną do jakiegoś hrabiego, którego pełnomocnikiem był pan Krajewski. To on właśnie ściągał potem do Polski byłych mieszkańców Chodorowa. Chybie i Świecie w Poznańskiem też były jego własnością. Ojciec został w Chybiu, ale jego brat z żoną pojechali jeszcze dalej – do Raciborza. Ten ich hrabia, u którego ojciec mojego taty był kamerdynerem, zawołał kiedyś dziadka z synami i patrząc każdemu chłopakowi uważnie w oczy, mówił, kim kto ma zostać w przyszłości: ten ...ma być...urzędnikiem, ten…ślusarzem, ten...jeszcze kim innym, a ten - wskazał na mojego ojca - "Ten ma być żołnierzem!". I jak kazał, tak się stało, tylko potem wojna wszystko pomieszała. <br /><br />Oprócz taty z Chodorowa pochodzili jeszcze: Motylewski, Jungowie, Wysoccy, Kozłowscy, Czyżykowie, Konopelscy, Burkowie. Tak, tak... jak byliśmy mali, często słyszeliśmy w Chybiu wschodnie zaciąganie oprócz naszej kochanej gwary.<br /><br />Tata miał kilku dobrych znajomych w tym Chybiu i to właśnie jeden z nich mu znalazł nowe miejsce pracy. Nawet w rodzinie swojej żony, czyli naszej mamy, znalazł poparcie <br />i Poloczkowie zorganizowali spotkanie ze mną i moimi siostrami w swoim familoku, przy kopalni „Silesia” w Czechowicach, a mój kuzyn Piotr grał nam na akordeonie. Nasz ojciec mieszkał wtedy kątem u kolegi, który przyjechał ze Wschodu. Najpierw zaczął pracować w chybskiej cukrowni, bo po to go tam ściągnięto, ale potem znalazł pracę w Czechowicach Południowych, w „Kontakcie” i znalazł też mieszkanko – niedaleko tych zakładów, naprzeciwko stacji kolejowej, po drugiej stronie ruchliwej ulicy biegnącej wzdłuż torów.<br /><br />To fakt, że z Chybia dużo chłopaków wcielono do różnych wojsk niemieckich. Z drugiej strony żył tam były powstaniec śląski – nasz wujek Adolf Krzyżanek, szwagier naszego taty, który dał mu w knajpie „U dziadów” w gębę, słysząc zarzuty ojca pod adresem Ślązaków. Te awantury musiały się powtarzać, bo miejscowi mężczyźni wykańczali go nerwowo, donosząc mu o rzekomych zdradach jego żony, czyli naszej mamy. Podobno wchodził na drzewo rosnące w alejce naprzeciwko okien biura, gdzie pracowała, żeby ją podpatrywać. Drugi jego szwagier był w czasie okupacji w Chybiu żandarmem. Po wojnie odsiedział 5 lat w alianckim więzieniu, gdzie musiał szyć damską bieliznę i bywał bity przez żandarma – Murzyna...<br /> <br />Ojciec często wyjeżdżał, bo kiedy już się urządził w tym nowym domu na strychu, to jak miał wolne, jeździł pociągami. Nie mógł usiedzieć na miejscu. Nie tylko do Raciborza, ale i do Nowej Soli, do odnalezionej tam rodziny. Nawet do Niemiec pojechał, tam gdzie był zesłany na roboty i odwiedzał swojego bauera – Bartha. Opowiadał mi, że patrzył z tyłu na córkę tego bauera ...jak się schylała przy zbieraniu ziemniaków i lubiła go, ale jak wkroczyli Rosjanie, to ją zgwałcili i ona przyszła do niego ... on tam gdzieś był cały czas w pobliżu..."<br /><br />Michał Sytnik "Ułan" fragment, <br />"Rekopis" nr 5, Warszawa 2008 r.Anonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3596408019576484188.post-59070148804180392742010-11-05T23:48:02.863+01:002010-11-05T23:48:02.863+01:00Zanim Michał Sytnik został zacytowany w Słowobra...Zanim Michał Sytnik został zacytowany w Słowobrazie, skrzącym się pomysłami, nowoczesnym blogu, gdzie zamieszczane są kolorowe zdjęcia, dźwięczne muzyki a nawet krótkie filmy, był wcześniej naszym jedynym, zamiejscowym korespondentem. <br />W nakładzie dwustu egzemplarzy wydawaliśmy właśnie staromodny nieregularnik pod tytułem "Rękopis". Zdążyło się ukazać aż pięć numerów. Wzorem starych gazet, znanych nam z młodości, były to ogromne płachty zadrukowanego papieru, gdzie bez obawy o szczupłość miejsca, ku utrapieniu zwięzłego Wydawcy wszyscy mogli wreszcie publikować rozwlekłe "kobyły". <br /><br />Kiedy miała pojawić się Trójka, Jerzy dał mi śląski telefon Syciarza. Nie znając faceta, zadzwoniłem. Z punktu, chociaż dosyć mętnie zacząłem wyjaśniać ideę numeru. <br />- Bo chodzi o to, żeby iść naprzód, oglądając się ciągle do tyłu. <br />Już się od niego nie odczepiłem. Po kilku miesiącach wydusiłem z chłopaka ostatni fragment. Tak powstało to hrabalowskie <br />"Mieszanie". <br /><br />Po roku z okładem zadzwoniłem ponownie, że robimy teraz Czwórkę. Numer miał być balladowy. Przysłał posłusznie wspomnienia z Cieszyna, o tym jak założyli z Jerzym kabaret. Zanim ukazał się "Orygenes i Gęsi", musiałem to lekko podcenzurować. <br /><br />Po następnych dwóch latach stać nas było na wydanie Piątki. Przedstawiłem się , że dzwonię z Warszawy i żona zawołała go do telefonu. <br />- Słuchaj Michał, robimy numer wielopokoleniowy - rozmawiałem już z Syciarzem, jak z dobrym znajomym. Tak powstał "Ułan", opowiadanie o jego ojcu. <br /><br />W Szóstce chcielibyśmy powspominać Marzec. Trzy lata się do niej zbieraliśmy. Chłopaki nie mogą się doczekać. W międzyczasie dwóch umarło. Michał Sytnik pierwszy przysłał tekst. <br /><br />Janusz KostynowiczAnonymousnoreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3596408019576484188.post-79163399022590827602010-11-04T22:55:50.520+01:002010-11-04T22:55:50.520+01:00Jednego krzepi cukier, inny oczyma dziecka podąży ...Jednego krzepi cukier, inny oczyma dziecka podąży doliną górnej Wisły, spojrzy na młodych Żydów tańcujących krakowiaka i posłucha fabrycznego buczka, że mama z tatą przyjdą dać obiad.Jerzyhttps://www.blogger.com/profile/10277218161362099258noreply@blogger.comtag:blogger.com,1999:blog-3596408019576484188.post-34240237408721906172010-11-04T18:48:26.027+01:002010-11-04T18:48:26.027+01:00Jeśli pamiętacie napis “Chybie” na torebkach z cuk...Jeśli pamiętacie napis “Chybie” na torebkach z cukrem, to przypomnicie też sobie inny napis: “Krasiniec”. Cukrownie w XIX wieku były rzeczywiście prawdziwymi wyspami postępu. Powstałą ok. 1870 roku cukrownię Krasiniec opisał w swoim stałym felietonie Bolesław Prus, a jej przetworzoną wizję odnajdujemy w wydanych w 1891 roku “Emancypantkach”:<br /><br />Cukrownia widziana z góry<br /><br />Dębicki: <br />[…] A nareszcie ideę panującą, która ogarnia całe życie fabryki, jej rozwój i wahania - może reprezentowałbyś ty sam, gdybyś w swojej cukrowni widział nie prasę do wyciskania dywidend, ale organizm, który ma spełniać jakieś cele na świecie.<br /> Dodaj, że każda z istniejących fabryk ma swoją indywidualność. Są fabryki logiczne i głupie, rzetelne i szachrajskie, wolne i spętane przez wierzycieli, moralne i niemoralne. Pomyśl o tym wszystkim i powiedz: czy poza burakami, wytłoczynami, melasą i dywidendą nie dostrzegasz konturów - ducha, który tym tylko różni się od ludzkiego, że zamiast jednej świadomości ma ich kilkaset?…<br /> - Stefku, profesor ma słuszność - rzekła Ada. - W fabryce istnieje duch zbiorowy…<br /> - Ale nie ma w niej miejsca na współczucie i litość panny Magdaleny - odparł Solski.<br /> - Mylisz się - wtrącił Dębicki. - Teraźniejsze fabryki są jeszcze bardzo niskimi organizacjami. Czy jednak nie sądzisz, że dzisiejsze zamęty w świecie pracy może nie istniałyby, gdyby w fabrykach tętniło żywe uczucie? Gdyby smutek spotykający jednego pracownika udzielał się innym; gdyby kierownicy troszczyli się o usuwanie przykrości, a nasuwanie przyjemności wykonawcom?<br /> Żyjemy zresztą w epoce, kiedy w fabrykach zaczyna kiełkować ów uczuciowy element. Bo czymże innym wytłomaczysz: szpitale, szkółki i ochrony dla dzieci, doroczne i tygodniowe zabawy, kasy zapomóg, nawet orkiestry?… <br /><br /> Idąc za myślą Prusa właściciele cukrowni (Krasińscy i Żórawscy) w roku 1899 ogłosili konkurs na dyrygenta orkiestry zakładowej. I tak oto, mój dziadek Jan Kotowski stał się dyrygentem orkiestry cukrowni Krasiniec, a jednocześnie dla podniesienia dochodów objął tam posadę buchaltera - pracował w Krasińcu do wybuchu I wojny światowej i mieszkał w jej zabudowaniach z żoną i sześciorgiem dzieci.P21noreply@blogger.com