piątek, 30 listopada 2012

Flirt

Leonetto Cappiello, plakat Absinthe extra-supérieure J. Édouard Pernot (1900 – 1905)
Chciałem ten wiersz zacytować i – nie mogłem uwierzyć - nie było go w internecie. Pomyślałem, że powinien się znaleźć, bo - chcemy tego czy nie - tu przenosi się wszystko.
Flirt
Kiedy Tomaszowi –
Spętanemu na wieży z powodu świętobliwości –
Bracia wprowadzili kobietę z dekoltem i pokusą,
Akwinata
Ujął głownię płonącą
I wymachiwał.
.  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .  .
Nie był to przecież stearynowy Stasio Kostka,
Którego nawet po śmierci można wąchać ufnie jak cynamon;
Ani też Wawrzyniec,
Ani inny dzieciuch.
Skoro więc chłop jak dzwon, z sercem jak niebieska artyleria,
Dopadł ognia i użył swych dwustu funtów wagi,
Musiało to być
Głęboko
Wysnute z rozumu.
Tak więc nie korzystaj, pani,
z ciemności w kinie.
Wyplącz rękę z mej dłoni,
Rozpamiętuj głownię.
Stanislaw Grochowiak, z tomu Nie było lata
Jak fraszka misterny jest i wdzięczny. Poeta nie cofa się przed, taktowną wprawdzie, ale kpiną ze świętych (w czasach zniewolenia luzu bywało więcej niż dziś). Mało tego, wprzęga ich we własną intrygę miłosną. (Właśnie przypomniałem sobie, dlaczego w młodości znałem ten wiersz na pamięć.) Stefan Melkowski napisał, że „niemal perwersyjnie splątana jest tu tematyka dobra, zła, ciała i ducha”*. Prawdę powiada: nikt jak Grochowiak nie potrafił z mozartowską lekkością grać na tej czterostrunnej lutni.

Porozmawiamy o tym, bo Stowarzyszenie Umarłych Poetów „Warszawska Atlantyda” organizuje kolejny wieczór – tym razem jednego wiersza  (Grochowiaka „Sen II”).
Szczegóły w afiszu poniżej.

Czym jest Stowarzyszenie? Kto je powołał? Nic formalnego. Jest żartobliwym konceptem jak ten ”Flirt”. Spłynęło na nas tuż przed Zaduszkami, poprowadziło je dość sprawnie, a teraz idzie dalej. Wczoraj przejęło zasnutą pajęczyną redakcję „Rękopisu” i zamyśla wydać nowy numer. Kto jest jego członkiem? Wszyscy, którzy uczestniczą. Co ich skłania do uczestnictwa? Umiłowanie słowa.
Bo słuchajcie i zważcie u siebie,
Że według bożego rozkazu,
Kto raz słowem trafił w sen ułudny,
Ten nie zazna szczęścia ni razu!
Julian Tuwim, Bagdad, czyli o przyszłym poecie
--------------------------------------------------------
Porządkując zaniedbane pomieszczenie „Rękopisu” natknęliśmy na korespondencję, na którą nie odpowiedział leniwy redaktor. Postanowiliśmy załatwić to za jednym zamachem (złe słowo!).

Odpowiedzi redakcji "Rękopisu".

Jarosław R.
Pański wiersz zaczynający się od słów
Spróchniałe zęby ruskiej piły
Zdradziecko się w relikwię wpiły...
wydaje nam się zbyt ekspresyjny. Gdyby jednak ogólna konwencja poetycka nagle się zmieniła, jak najbardziej sięgniemy po żarliwą lirykę patriotyczną.

Liza
Poemat „Głęboka zmiana” wstrząsający, ale w naszym odczuciu za bardzo naturalistyczny.
Nie, o ile nam wiadomo, dermatolog przyjmuje bez skierowania.

Wisia i Misia
Niestety, red. K jest przykładnym mężem, ponadto skromna redaktorska pensja nie daje mu możliwości pokrycia kosztów sylwestrowego wyjazdu z obiema Paniami oraz Ich znajomego Zenona K. „do przytulnego pensjonatu w Wiśle Malince”.

Patryk C.
Tak, mimo surowej oceny, co do istoty ma Pan rację: jesteśmy pismem polskojęzycznym. Niezbitym dowodem jest fakt, że nikt z redakcyjnego kolegium nie posiada biegłej znajomości obcych języków (z wyjątkiem red. W. – jidysz oraz red. K., który grypsuje w męskiej toalecie).

Ernestyna W.
W świetle poetyki, narzeczony nazywając Panią Synekdochą Kobiecości nie chciał Jej ubliżyć i natychmiastowa zdrada wydaje się odruchem przesadnie impulsywnym. Kolejne listy proszę pisać na „poste restante” pod adresem Urząd Pocztowy Warszawa 12.

Cierpliwy
Nadal nie mamy dla Pana dobrej wiadomości. Z kaligrafią wprawdzie lepiej, ale rymy typu: „odnóże Tuska – przedmurze muska” wciąż nie są paszportem do poetyckiego Parnasu. Prosimy próbować dalej.

---------------------------------------------------
* - Stefan Melkowski, Rówieśnicy i bracia starsi (szkice, 1980)

niedziela, 25 listopada 2012

Slapstick

Niespełna miesiąc temu Leśniczątka skończyły rok. Mówi się, że dzieci zasadniczo zmieniają życie człowieka. Poświadczam, moje życie to czas przed i po dziecku. Teraz przyszły wnuki i po roku mogę powiedzieć, że to też olbrzymia zmiana, chyba lepsza niż tamta – bo wyprana ze zmartwień najczystsza wartość dodana. Spija się samą słodycz płynącą z kontaktów, troski pozostawiając rodzicom.

Oto przykład tej nie mojej troski: syn nocował u nas z dziećmi z piątku na sobotę, bo synowa na jeden dzień wyjechała służbowo.

Wraca wczesnym popołudniem w sobotę. Czekamy w głębi przedpokoju trzymając dzieci za rączki. Podobną scenę każdy rodzic nosi w sercu: Natalia otwiera drzwi, postępuje dwa kroki, przykuca i wyciąga ramiona, a dzieci ruszają w jej stronę.

Od niedawna chodzą samodzielnie i każde robi to w innym stylu. Zizzi z uniesionymi rękoma przetacza się z nogi na nogę, jak marynarz, co zszedł na ląd po miesięcznym sztormie. Jaś idzie z rękoma wyprostowanymi wzdłuż nieruchomego tułowia. Nogi sztywne w kolanach przebierają jednak bardzo szybko. Stawiający drobniutkie kroki Jaś, to postać z filmów slapstickowych.
Uszli jeden metr, a spieszą się bardzo. Tereska nuci jednostajną, niską altową nutę, Jaś tupta głośno i uparcie zmierza do celu.

Zbliżają się. Marynarz nabrał wprawy i Zizzi o pół metra wyprzedziła brata. Wzruszona mama przytula ją prawym ramieniem, lewa ręka czeka na synka. Ten jednak unikiem torreadora wymija matczyną dłoń, wydłuża kroku i pokonuje próg domu, za którym czeka upragniona przygoda.

Śmiechu było co nie miara, jak mawiał Miś Uszatek. No właśnie, dla nas śmiech i temat do anegdot, a dla rodziców zmartwienie. Bo wprawdzie "matka jest tylko jedna", ale umiłowanie wolności to potężne uczucie.

środa, 7 listopada 2012

Zaduszki poetyckie

Pamiętam go doskonale. Był postacią bardzo wyrazistą, człowiekiem energicznym, ale lirycznym zarazem. Najbardziej liryczny miał chód. Zapewne z tego powodu, że był bardzo chudy, szedł tak lekko, jakby unosił się w powietrzu.

Rok 1967, razem z Jurkiem Tomaszkiewiczem i Michałem spacerowaliśmy wokół Pałacu Kultury i rozmawialiśmy o poezji. Nigdy się nie dowiem, czy ona rzeczywiście była tak ważna wtedy, czy tylko dla nas najważniejsza. Chyba jednak musiała być ważna, jeżeli spore dość wiersze ukazywały się na pierwszych stronach tygodników kulturalnych i wszyscy je czytali.

Ten wiersz był doskonały, od razu znałem go na pamięć. Jurek też. Rozgarnialiśmy nogami suche liście i zaczął Tomaszkiewicz:
Nie było lata. Jesień szła od wiosny
Jak ziąb - od wody, jak od dzwonu kręgi.
Ja:
Dnia piętnastego Burns pozbierał wiosła,
Zaszedł nad morze, Zawrócił do karczmy. 
W karczmie odnalazł płomień, knot i łoju
Wysoką wieżę - u szczytu szczerbioną...
Stanisław Grochowiak, Nie było lata...
---------------------------------------------------
To fragment wspomnienia o Jerzym Tomaszkiewiczu, jednym ze zmarłych poetów, którym poświęcone będą „Zaduszki poetyckie”. Organizujemy je wspólnie z Januszem Kostynowiczem vel Kowarskim w nowo powstałym Stowarzyszeniu Umarłych Poetów „Warszawska Atlantyda”  w Warszawie, przy ul. Walecznych 61 (dawna „Literka”) w najbliższy piątek, 9 listopada o godzinie 19.

Serdecznie zapraszam stałych Czytelników (proszę o zapowiedź przybycia e-mailem pod adresem: slowobraz@gmail.com).
----------------------------------------
Zdjęcie pochodzi sprzed siedemnastu lat. Podczas wieczoru fizycznie obecni będą tylko: Kowarski (z gitarą, pierwszy od prawej) i ja (trzeci od prawej). Postaramy się jednak (w poetycki - nie spirytystyczny - sposób) przywołać pozostałych: Jerzego Tomaszkiewicza (pomiędzy nami w czarnej koszuli), Michała Łukaszewicza (przysiadł na poręczy fotela i opiera się moje ramię), Tomasza Wacha (w okularach, najbardziej z lewej), Krzysztofa Zaleskiego (najbliżej obiektywu, ale odwrócony). Jak ich znamy, przybędą na pewno.
----------------------------------------------------------------------

Zgasło światło i Wasz Guślarz odczytał fragment „Dziadów”, jakby specjalnie stworzony dla zmarłych poetów:
Naprzód wy z lekkimi duchy,
Coście śród tego padołu
Ciemnoty i zawieruchy,
Nędzy, płaczu i mozołu
Zabłysnęli i spłonęli
Jako ta garstka kądzieli.
Kto z was wietrznym błądzi szlakiem,
W niebieskie nie wzleciał bramy,
Tego lekkim, jasnym znakiem
Przyzywamy, zaklinamy.
Ten lekki, jasny znak to było zapalenie świecy przez Kowarskiego. Nie udało mu się za pierwszym razem, ale po chwili zrobiło się jaśniej. Najpierw był Ten, o którego śmierci dowiedzieliśmy się niedawno, i z którym nie mieliśmy kontaktu przez dziesięciolecia – Andrzej Pawlina. Potem już w kolejności odchodzenia: Jerzy Tomaszkiewicz, Michał Łukaszewicz, Tomasz Wach i Krzysztof Zaleski. Na początku jakiś fragment wspomnienia o każdym, potem krótkie credo literackie, a na koniec po trzy wiersze.

Niestosowne jest powiedzieć o Zaduszkach, że było miło, lecz przecież nie było podniośle. Nie próbowaliśmy wywołać Ich duchów, ale pewno przywołaliśmy nastrój tamtej przyjaźni i szacunku dla twórczości.

Nie przyszło zbyt wiele osób, ale może za rok...
 
blogi