niedziela, 31 marca 2013

Chmurnooka i Ten-który-biegnie


Dobra jest to do życia propedeutyka - zabawa w bańki mydlane. „Nic nie jest wieczne i ważna jest chwila.”
Nie jestem pewien, czy pogodzi się z tym Chmurnooka.
I znajdzie chwilę, żeby pomyśleć Ten-który-biegnie.

Czas najwyższy, bo oboje mają już po 15 miesięcy.

Zdjęcia można powiększać.

czwartek, 28 marca 2013

Syn Człowieczy

Dekoracja Wielkanocna [1883], ze zbiorów Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych

Ciągnie wilka do lasu. Coroczna, naturalna potrzeba oczyszczenia, refleksji nad sobą, nad ojczyzną miłą i światem. Chciałoby się z kimś pogadać i posłuchać, ale mowy współczesnej, zwyczajnej. Bez wielosłowia i pouczania, bez triumfalizmu i fałszu...
Co tam! Będziemy się przedzierać samopas.
Zachwycający ten wiersz Różewicza.

Widziałem Go
spał na ławce
z głową złożoną
na plastykowej torbie

płaszcz na nim był purpurowy
podobny do starej wycieraczki

na głowie miał czapkę uszatkę
na dłoniach fioletowe rękawiczki
z których wychodził palec wskazujący i ten drugi
(zapomniałem jak się nazywa)

zobaczyłem go w parku

między nagim drzewkiem
przywiązanym do palika
blaszaną puszką po piwie
i podpaską zawieszoną
na krzaku dzikiej róży

ubrany w trzy swetry
czarny biały i zielony
(a wszystkie straciły kolor)
spał spokojnie jak dziecko

poczułem w sercu swoim
(nie pomyślałem lecz poczułem)
że to jest Namiestnik
Jezusa na ziemi

a może sam Syn Człowieczy

chciałem go dotknąć
i zapytać
czy ty jesteś Piotr?

ale ogarnęło mnie
wielkie onieśmielenie
i oniemiałem

twarz miał zanurzoną
w kłakach rudej brody

chciałem go obudzić
i spytać raz jeszcze
co to jest prawda

pochyliłem się nad nim
i poczułem zepsuty oddech
z jamy
ustnej

a jednak coś mi mówiło
że to jest Syn Człowieczy

otworzył oczy
i spojrzał na mnie

zrozumiałem że wie wszystko

odchodziłem pomieszany
oddalałem się
uciekałem

w domu umyłem ręce
Tadeusz Różewicz

niedziela, 24 marca 2013

Prawo podstawowe


Prawicowe media podały, że zgromadziło się ich ponad 10 tysięcy, policja podała, że przyszły dwie osoby.

Byłem na Rynku Starego Miasta i widziałem na własne oczy: mały, ale zwarty tłumek obywateli domagał się niezaprzeczalnego prawa do wiosny. Całym sercem byłem z nimi. Dość już wycierpieliśmy i należy nam się!

niedziela, 17 marca 2013

Alegoria


To fragment plafonu w Pokoju Marmurowym na I piętrze Zamku Królewskiego w Warszawie. Wiele w tym dostojnym pomieszczeniu portretów najwybitniejszych królów Polski autorstwa tego samego malarza - Marcello Bacciarellego. A na samym sklepieniu ona. Kiedy tylko oddałem hołd posępnemu obliczu Stefana Batorego, natychmiast skierowałem obiektyw w górę.

W prawej ręce z wdziękiem trzymała okrąg z gwiazd, a w lewej, jakby od niechcenia, złoty róg obfitości, z którego wysypały się złote korony władców, laurowe wieńce oraz talary (jeden z towarzyszących jej puttów na bieżąco księgował rozchody w kronice królów).


Klasyczne regularne rysy, niemal fantazyjne usta z lekko wydętą dolną wargą, co mogło być oznaką znudzenia, a kto wie - może nawet zepsucia. Ciemnozielone oczy, lecz dziwnie podkrążone przy samej obwódce i zmęczone. Delikatny zarys drugiego podbródka wykluczający ascezę.

Nie wydawała się zbyt przejęta swoją pracą ani szczęśliwa. Może wiedziała, że wkrótce zaczną spadać królewskie głowy i kto inny będzie decydował o laurach.  Zrobiło mi się jej żal i gotów byłem pospieszyć na pomoc.

Alegoria Sławy i Wieczności w jednej osobie. Cóż, nic mi do niej. Wprawdzie w niekrótkim życiu nie zabiegałem o względy i profity: o zaszczyty i brzęczące talary, ale i one – Wieczność i Sława - nie postąpiły w moją stronę ani pół kroku. Chyba nawet jestem z tego powodu trochę urażony i dlatego nie mogłem zrozumieć, czemu tak uporczywie wpatruję się w jasną postać.

Póki nie pojąłem, że właśnie owo szczególne zapamiętanie stanowi przyczynę przyszłego zapomnienia.

W filmie Woodego Allena „Miłość i śmierć” (1975) Sonja (Diane Keaton) idzie po poradę do prawosławnego mnicha Andrieja „najświętszego ze świętych, starego i mądrego, najbardziej pomarszczonego starca w całym kraju”, ponieważ jej przyjaciel Boris Dimitrovich Grushenko (Allen) chce popełnić samobójstwo (już raz próbował: "tydzień temu wdychał powietrze stojąc obok Ormianina"). Ojciec Andriej odpowiada:
Powiedz Borysowi tak: przeżyłem wiele lat i po wielu cierpieniach oraz zgryzotach doszedłem do wniosku, że najlepszą rzeczą [w życiu] jest młoda blondynka. A jeszcze lepiej dwie. 

poniedziałek, 11 marca 2013

Laszka - storyboard


Sergiej Michajłowicz Prokudin-Gorski, Stancja Chrustalnaja Perm–Kungurskoj Żeleznoj Dorogi [1912], ze zbiorów Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych.
Wrzesień lub październik 1912 r. Dobrze widać tęskną jesień rosyjską i nieuleczalny romantyzm bardzo szerokotorowej kolei. Nie byle kto wykonał to zdjęcie, bo Siergiej Prokudin – Gorski.  Rano odstawiono na bocznicę jego wagon z laboratorium i ciemnią. Dzięki listowi wydanemu przez cara Mikołaja II ma dostęp do każdego miejsca w imperium i wszyscy są zobowiązani do udzielania mu pomocy.

Akurat okazja jest wyjątkowa. Cała obsada stacji Chandra Unyńska w galowych uniformach i uroczystych strojach wraca peronem z cmentarza, który jest za wzgórzem. Prokudin – Gorski poprosił, żeby się zatrzymali i chwilę trwali bez ruchu.

Ten najwyższy to - ma się rozumieć - naczelnik Prokofij Rubleńko. Pierwszy od lewej i uroczysty to Paragrafow, obok naczelnika przywarł Ilja Słomośkin, dalej zapłakana Warwara Pawłówna. Z podłużną walizeczką Włas Fomycz Zapojkin.

Fotograf cofnął się aż do zwrotnicy. Stąd obiektyw obejmie i załogę i stację. Widać zasłonięte ciemnym tiulem okno po prawej stronie wejścia służbowego.
Jest smutne okno na stacji,
Skąd widać pola dalekie,
Skąd widać szyny, pociągi
I trzy drzewiny kalekie.
Obraz na moment zastyga w fotografii. Zmysłowy timbre klarnetu i jakiś motyw z Wertyńskiego. Następnie długie przenikanie (znaczy retrospektywa) i jesteśmy w stacyjnym bufecie. Tłumnie tu, bo przed chwilą przyjechał pociąg z Jekaterynburga. Technik Zapojkin gra na klarnecie skoczną piosenkę o Tule. Co jakiś czas błyska okiem w stronę szynkwasu i podkręca wąsa.

Nie widzieliśmy jej wcześniej. Ach, jaka jest śliczna. Długa szyja, jasne włosy upięte wysoko, na czubku główki wąski wachlarz bielutkiej koronki, na prostej granatowej sukience biały  fartuszek. Właśnie z mętnej butelki nalewa wódkę do szklanki. Uśmiecha się do grajka i widać jej piękne zęby. To Polka, „Laszka” lub "pani", jak mówią o niej zazdrosne kobiety.
A pannie Jadzi z bufetu
Serce z wzruszenia aż mięknie,
Szeptał często: "Włas Fomycz,
Pan gra tak cudnie... tak pięknie..."
Już widzimy wesołą salkę zza okna, zaglądamy do innego, tego koło wejścia służbowego. Piotra Płaksina też nie było na zdjęciu. Przesuwa miedzy palcami wąska taśmę papieru, po chwili odrzuca ją, patrzy w okno, zagryza wargę, macza pióro w kałamarzu i pisze.
Pisze, że kocha ją dawno,
Jeno powiedzieć jej nie śmiał,
O tajemnicę ją prosi,
Aby Włas Fomycz się nie śmiał.
Pisze serdecznie, miłośnie,
Że kocha, marzy, wspomina!
I łzy spadają na papier
Telegrafisty Płaksina.
Bez winy ta tragedia, co się wydarzy, bo przecież nie można zmusić do miłości miłością, choćby i największą.

Stop! W tym miejscu scenarzysta odkłada pióro. Widzi, że w filmie nie da się pogodzić, jak się udało w poezji, delikatnego klimatu parodii z opowieścią o miłości. Szkoda wiersza, szkoda zdjęcia, a poza tym on bardzo polubił tych dwoje.

Musi coś wymyślić. Ten pogrzeb kogo innego był. Powiedzmy zamordowanego dróżnika Szaposznikowa albo lepiej zastępcy naczelnika. Motyw? Szpiegostwo na rzecz Japonii, np. chcą wykraść tajemnice Prokudinowi-Gorskiemu, który jest pionierem fotografii kolorowej. Może uda się wrobić w tę sprawę Zapojkina?

Jedno jest pewne. W ostatniej scenie Piotr i Jadwiga wyjeżdżają pociągiem do Permu, a potem dalej, gdzie tory są węższe. Za dwa lata wybuchnie wojna. Musi ich chronić przed wielką kilkudziesięcioletnią zawieruchą.

Cały poemat sentymentalny Juliana Tuwima „Piotr Płaksin” jest tutaj.

piątek, 8 marca 2013

Ormiaszce


Zdjęcie zrobił jego syn, Kuba. Kowarski siedzi w swojej – jak powiada – kozie. Kto pamięta anegdotę Telimeny "z Peterburku"?
Skończyło się, że charty poszły na powrozy,
A czynownik na cztery tygodnie do kozy.
A. Mickiewicz, Pan Tadeusz 
Naprawdę czynownik – Kowarski to ważna figura w stołecznym magistracie, ale założę się, że nie pisze tu sprawozdania ani preliminarza, lecz monit pilny w sprawie Euterpe lub czyta opowiadanie przyjaciela. Albo dziennik zmarłego poety.

Pisuję efemeryczną powieść pornograficzno-psychologiczną pod mylącym tytułem "Przenikliwość". Kowarski czyli Pszczelarz to jeden z bohaterów:
Zje coś czasem, ale tylko żeby nie upaść albo żeby wiatr go nie porwał. Tak naprawdę żywi się słowem. Najlepiej, jeśli to mowa wiązana, czyli wiersz. To arystokrata ducha, co najbardziej kocha jesienny szelest kartek i romantyczną łunę lampki nocnej.
Hmm.. co za dziwna konstrukcja, co za odmieniec - jak z amerykańskiego komiksu heros przejęty swoją misją organizowania dobra i odporny na pokusy. "Cywilny ksiądz" powiada o nim Boucher. Tamte postaci, ci ludzie-pająki i supermeny nadzwyczajność zyskali wskutek szczególnej fizycznej traumy, trafienia piorunem lub ukąszenia. Z Pszczelarzem było podobnie. Zrozumiałem, kiedy zobaczyłem jego dziecięce zdjęcie z ochockiego podwórka. Szedł z młodą i piękną matką, ze stateczną babcią i malutką siostrą. Długie, miękko zaczesane włosy - jak u Gogola lub Wieniawskiego. I taki dziwny gest, jakaś niepohamowana fantazja była i cały świat przed nim był.
A potem stało się i wszystko zmieniło. Uderzenie piorunem. Powinno go załamać, wytłuc  idealizm, kazać się stoczyć. I co? Wzmocniło jak komiksowego mutanta. Ale świata już nie rozświetliło. Nie zdobył go, lecz tylko opiekował się i służył. Wciąż to robi, "stary, naiwny pająk".
Te słowa właśnie wyszeptał Przewalski, kiedy po raz drugi tego dnia wszedł do Amatorskiej.
Dziś jest dzień dla nas obu szczególny. Każdy z nas, niezależnie, uznaje 8 marca 1968 za datę symboliczną w kalendarzu życiowym. Nie dlatego, że byliśmy jakoś zaangażowani w tamte wydarzenia. Ja zupełnie przypadkiem i na 48 godzin. On więcej. W jednym z komentarzy napisał, że „Marzec był przebudzeniem z długiego, przetrwałego dzieciństwa. Na dziedzińcu Uniwersytetu drgnął stary młyn dziejów, efektownie zazgrzytał i już się nie zatrzymał”.

W jakimś sensie nieustannie molestuje mnie literacko, bo bierze poważnie moje wietrzne próby poetyckie, spaja w jeden plik i co jakiś czas podsyła. Tak było wczoraj, a kiedy nie odpowiedziałem, dzisiaj przyszedł ten sam pakiet. Mimo pozornej poczciwości, Kowarski to człowiek przewrotny, bo podstępnie podtyka do legalizacji moje słowobrazowe żarty literackie oraz soczyste e-maile (dzieli tekst na strofy  i to ma być wiersz). Dziś udając zniecierpliwienie odpowiedziałem mu trochę w stylu powieści pornograficzno-psychologicznej:
Jeśli chcesz mnie sprowadzić, na drogę tandety i obniżenia kryteriów, jeśli chcesz ściągnąć do grona nieudaczników literackich (za takich miał nas Michał), to wysiłki Twoje daremne. Zbyt długo przypatrywałem się pięknej pannie Poezji nieśmiało i z ukrycia, żeby na starość brać ją w zaułku od tyłu.
A jednak wyjmuję stamtąd jeden wierszyk, poprawiam i z okazji ważnego dnia dedykuję Januszowi. Nie wiem, czy właściwy to wybór, bo jeden z naszych patriotycznych purystów delikatnie wypomina Kowarskiemu 1/8 krwi ormiańskiej. Co tam, niech ma wreszcie ojczyznę Ormiaszka.
Ojczyzna
  Januszowi K.
na Hali Kondratowej
siedzę na przyzbie
i plecy pociskają
na Giewont
po kręgosłupie
tłum mi drepcze
wzdłuż Krupówek
Piotrkowskiej
Monciaka
„oparłem się
na Ojczyźnie”
i w oku
łza

środa, 6 marca 2013

Doświadczenie

Niby wszystko było jak wtedy. Ziemia zatoczyła olbrzymi krąg i znów był mroźny poranek 6 marca. Dokładnie jak przed rokiem niskie słońce zapowiadało, że dzień będzie wiosenny. Założyłem ten sam obiektyw, wyszedłem z tym samym psem i stanąłem w tym samym miejscu.

Wykonałem ponad dwieście zdjęć i mimo astronomicznej dokładności czasu, w żadnym nie dało się odtworzyć tamtego światła i klimatu. Dosłowny dowód, że nic nie pozostaje w miejscu.

W sobie też nie odnalazłem tamtego skupienia. Jedyne, co mogłem, to wirtualnymi nożyczkami odciąć stary kupon i na cześć Heraklita z Efezu wykroić koślawy wiersz.
***
zupełnie nieznane są powody
dla których wybrał
to właśnie zdjęcie
wszak zdjął tego poranka
obrazy doskonalsze
z niebem błękitnym
i drzewami wyraźnie
odbitymi w wodzie

dziś nikt się nie dowie
dlaczego
z powagą
wpatrywał się wtedy
w martwy
brzeg północny
oczekujący
marcowego słońca
 
blogi