niedziela, 27 kwietnia 2014

Metafora

Rydel, cep, brona - XIX-wieczne japońskie narzędzia rolnicze (rys. ze zbiorów Biblioteki Kongresu - wrzesień 1878 r.)

Tadeusz Różewicz chciał być pochowany koło świątyni Wang w Karpaczu. Przez chwilę brzmi to dziwnie, prawie jak historia z Iwaszkiewiczem, który kazał się w ostatnią drogę ubrać w galowy mundur górnika.
 
Kiedy jednak przeczytasz, że konstrukcję Wang wzniesiono  bez jednego gwoździa - zrozumiesz. Sam był dobrym cieślą, który słowa układał w pióra i wpusty.

sobota, 12 kwietnia 2014

Razkreślne fa

E.Penfield, Harper's April '98
Pisze mi dzisiaj Kowarski:
Cyfrowy stróż przypomina, że mam wiadomość.  Spoko, to tylko aktualizacja, którą LinkedIn wykonuje automatycznie. Centrala chce, żebym wiedział "Czym obecnie zajmują się Twoje kontakty?”
Okazuje się, że mam siatkę tajnych współpracowników. Wielu dawnych, bliskich znajomych. Przeglądam teraz ich raporty.W Sieci Witold nadal żyje, chociaż byłem na jego pogrzebie. Otrzymałem właśnie informację, że nawiązał nowy kontakt. 
Ja mu na to, że mnie także naprzykrzają się co jakiś czas natarczywe sieci i tzw. media społecznościowe. One o mnie nie zapomną, bo jestem dla nich trybikiem, a są tak zaprogramowane, żeby się zazębiało i zazębiało.

Zupełnie w innej sprawie coś badając, kliknąłem na link, gdzie był adres facebookowy. I zamiast strony, pokazało się moje konto. Mam je od lat, lecz rzadko zaglądam. Niesprawiedliwy byłbym, że targowisko próżności, raczej suma daremnych komunikatów, chmura bezkształtna, która może przesłonić wiele, ale z której nie spadnie żaden deszcz.

Coś tam musiałem zmienić w ustawieniach i wyświeciła mi się wersja komórkowa, bo wszystko było wielkie, a na pierwszym planie olbrzymie zdjęcia osób, które zdaniem maszyny mogę znać.
 
Oczywiście nie znam, ale o tyle jest ciekawie, że kolega z XI klasy ma agencję modelek i stąd masę międzynarodowych znajomości w tych sferach. Więc pokazują mi się na przykład południowoamerykańskie piękności i zaproszenie figlarnej maszyny, żebym niezwłocznie zawarł znajomość, bo mamy wspólnego znajomego.
 
Kiedyś być może było inaczej, ale dziś wiek dojrzały wymusza na mnie zachowania godne, nacechowane skromnością i nieśmiałością, więc przelatuję tylko roztargnionym wzrokiem i przeciskam się dalej.
 
A tu, bez żadnego już pretekstu, bezczelne stoi pod parasolem panna dorodna o niestosownym imieniu Larysa. Strój na niej niezwykle skromny, ale wnętrze z pewnością bogate, bo ukończyła tę samą co ja uczelnię. Znajomych to ma z 3 tysiące.
 
Dalej zdjęcie w skali szarości, na nim niezwykle zgrabna dziewczyna oparta o słup oklejony afiszami o koncertach fortepianowych w Łazienkach. "Pięknie "- myślę. Przyglądam się i widzę, że na afiszu jest czerwiec 1971.
 
Mężczyzn też niemało, ale nie przyciągają tak uwagi.

Na co dzień towarzyszy mi pies, kiedy mokro spotkam ropuchę, kiedy sucho - stonogę. Wystarczy jednak, żebym uderzył klawiszem w razkreślne fa i już jestem wśród znajomych i pięknych ludzi.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Tamta strona

Lubię ten strumyczek i nieraz o nim pisałem. Buba też lubi, bo zawsze jest tu świeża trawa i można się popaść trochę. Ostatnio na prawym brzegu tylko, bo lewy zajęła para krzyżówek.
 
Widać samica już gdzieś tam w chaszczach wysiaduje, bo dziś na odgłos psa pokazał się tylko samiec. Stanął nieruchomo pośrodku strumyka gotów - nie krzyżówka, lecz krzyżowiec - bronić granic maleńkiej ojczyzny. Poszliśmy w swoją stronę.
 
Kiedy w domu wgrałem zdjęcia, zobaczyłem, że ktoś jeszcze był pośrodku. Prozaiczny czytelnik powiedziałby, że rozszczepienie słonecznego promienia, który padł na obiektyw, ale przecież pan Krzyżówek, ja i Buba dobrze wiemy, że było to tęczowe oko Opatrzności.
 
Tymczasem sto metrów dalej, już na Karmazynowej, dwa leśne gołębie toczyły walkę o miejsce na przewodach elektrycznych. Staliśmy z zadartymi łbami i leciały na nas białe piórka. Gdy zniecierpliwiona Buba szczeknęła, ptaki natychmiast usiadły zgodnie obok siebie.
 
Uszliśmy kilkanaście metrów i dogonił mnie śpiew kosa. Nie do wiary, podfrunął blisko i usiadł na słupku ogrodzenia, dokładnie w tym miejscu, gdzie przed laty gramoliłem się na drugą stronę ratując Hektora. To nie mógł być on, bo miał dwoje oczu. Rzuciłem jakieś czułe słówko i ruszyłem dalej, a ptak przeskoczył na następny słupek, zanucił coś krótkiego i odleciał.
 
"W ciągu paru minut po trzykroć...Nawiązują kontakt?" - pomyślałem. I jeszcze: "Chyba jestem z ich strony".

I w tej właśnie chwili - w tej chwili właśnie - spłynęły z serca troski i zmartwienia ludzkiej strony świata.
 
blogi