E.Penfield, Harper's April '98
Pisze mi dzisiaj Kowarski:
Cyfrowy stróż przypomina, że mam wiadomość. Spoko, to tylko aktualizacja, którą LinkedIn wykonuje automatycznie. Centrala chce, żebym wiedział "Czym obecnie zajmują się Twoje kontakty?”
Okazuje się, że mam siatkę tajnych współpracowników. Wielu dawnych, bliskich znajomych. Przeglądam teraz ich raporty.W Sieci Witold nadal żyje, chociaż byłem na jego pogrzebie. Otrzymałem właśnie informację, że nawiązał nowy kontakt.
Ja mu na to, że mnie także naprzykrzają się co jakiś czas natarczywe sieci i tzw. media społecznościowe. One o mnie nie zapomną, bo jestem dla nich trybikiem, a są tak zaprogramowane, żeby się zazębiało i zazębiało.
Zupełnie w innej sprawie coś badając, kliknąłem na link, gdzie był adres facebookowy. I zamiast strony, pokazało się moje konto. Mam je od lat, lecz rzadko zaglądam. Niesprawiedliwy byłbym, że targowisko próżności, raczej suma daremnych komunikatów, chmura bezkształtna, która może przesłonić wiele, ale z której nie spadnie żaden deszcz.
Coś tam musiałem zmienić w ustawieniach i wyświeciła mi się wersja komórkowa, bo wszystko było wielkie, a na pierwszym planie olbrzymie zdjęcia osób, które zdaniem maszyny mogę znać.
Oczywiście nie znam, ale o tyle jest ciekawie, że kolega z XI klasy ma agencję modelek i stąd masę międzynarodowych znajomości w tych sferach. Więc pokazują mi się na przykład południowoamerykańskie piękności i zaproszenie figlarnej maszyny, żebym niezwłocznie zawarł znajomość, bo mamy wspólnego znajomego.
Kiedyś być może było inaczej, ale dziś wiek dojrzały wymusza na mnie zachowania godne, nacechowane skromnością i nieśmiałością, więc przelatuję tylko roztargnionym wzrokiem i przeciskam się dalej.
A tu, bez żadnego już pretekstu, bezczelne stoi pod parasolem panna dorodna o niestosownym imieniu Larysa. Strój na niej niezwykle skromny, ale wnętrze z pewnością bogate, bo ukończyła tę samą co ja uczelnię. Znajomych to ma z 3 tysiące.
Dalej zdjęcie w skali szarości, na nim niezwykle zgrabna dziewczyna oparta o słup oklejony afiszami o koncertach fortepianowych w Łazienkach. "Pięknie "- myślę. Przyglądam się i widzę, że na afiszu jest czerwiec 1971.
Mężczyzn też niemało, ale nie przyciągają tak uwagi.
Na co dzień towarzyszy mi pies, kiedy mokro spotkam ropuchę, kiedy sucho - stonogę. Wystarczy jednak, żebym uderzył klawiszem w razkreślne fa i już jestem wśród znajomych i pięknych ludzi.