sobota, 8 sierpnia 2015

Odjazd

Już dawno minął sezon na bratki, ale parę ich ciągle się trzyma. Dziwny rok 2015. sprzyja bilansom wielkiej historii i życiowym, a ja długo "widzę te oczy przyziemnie śledzące mą zadumę i wpatrzone we mnie".

Rym jest żeński, ale wiersz całkiem męski. O odjeździe na zawsze. Najbardziej zapada w pamięć łajdacko nieczułe zadziwienie smutkiem.
I dlaczego te oczy były coraz łzawsze?
Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze
I zostawiać samopas kędyś – na uboczu?
Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem
I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu,
Podkutych dookoła szafirowym sińcem?
Nikt z tego powodu nie jest szczęśliwy, ale niektórzy potrafią tak się dziwić, a poeci robią to z największym wdziękiem. Namawiam do przeczytania, bo nic w języku polskim nie brzmi tak szlachetnie jak trzynastozgłoskowiec.
ODJAZD
Gdym odjeżdżał na zawsze znajomym gościńcem,
Patrzyły na mnie bratków wielkie, złote oczy,
Podkute szafirowym dookoła sińcem.
Był klomb i rój motyli, i błękit przezroczy,
I rdzawienie się w słońcu dojrzałej rezedy.
A gdy byłem już w drodze, sam nie wiedząc kiedy
I czemu – przypomniałem te oczy, przyziemnie
Śledzące mą zadumę i wpatrzone we mnie
Tym wszystkim, czym się można wpatrzć w świat i dalej.
Co widziały te oczy, nim w tysiącu alej
Zginąłem, jedną chatę rzucając za sobą?
I czemu, z szafirową zawczasu żałobą
Patrzyły w ten mój odjazd poprzez zieleń rdzawą
Rezedy, co pachniała, przytłumiona trawą?
I dlaczego te oczy były coraz łzawsze?
Czy nie wolno nic nigdy porzucać na zawsze
I zostawiać samopas kędyś – na uboczu?
Czy nie wolno odjeżdżać znajomym gościńcem
I oddalać się zbytnio od tych złotych oczu,
Podkutych dookoła szafirowym sińcem?
Bolesłąw Leśmian, z tomu Łąka, 1920

niedziela, 2 sierpnia 2015

Tajemnice niewielkiej przyrody

Kiedy robiłem to zdjęcie wydawało mi się, że osiemsetna część sekundy wystarczy, żebym uchwycił ją w locie. Daremnie, ale i tak wygląda ekscytująco.

Za to, kiedy przysiadła na kwiecie lawendy, odnalazłem secesyjny układ żyłek na jej błoniastym skrzydełku.
Piszę "ona", a nie wiem, czy to była pszczoła, czy trzmiel, podobnie jak nie wiem, co to za pierzaste nasiona plotkują w lawendzie.
Wielka jest siła uczucia. Skąd się tu wziął ten ślimak brzuchonogi? Czy wspinał się aż półtora metra po wąziutkiej łodydze zawilca japońskiego, czy wszedł jeszcze do pąka? Wierny jest na pewno, bo kwiat najwyraźniej przekwita, a ten czule wtulił się w kąt. W dodatku starożytne musi mieć pochodzenie, ponieważ wzór na muszli pokazuje deltę Nilu z czasów faraonów.

Zaprawdę, pełna wielkich tajemnic jest niewielka przyroda.

niedziela, 15 marca 2015

No chiba

Nie, nie jest pan Maluśkiewicz żadnym współczesnym surwiwalowcem, który wodę pije tylko bagienną, a w razie potrzeby służy jako ośka w taborach. To hedonista i egocentryk. Nie pozbawiony wszakże prawdziwych uczuć patriotycznych (przypuszczalnie członek przedwojennej Ligi Morskiej i Kolonialnej).

Przygotowałem się dosyć solidnie badając tło historyczne oraz profil psychologiczny postaci. Również scenograficznie i kostiumowo, bo nałożyłem jedwabną rękawiczkę ze strzępkiem wełny na koniuszku palca wskazującego. Włóczka miała pozorować rudą czuprynę bohatera (niektóre źródła ikonograficzne pokazują go jako jegomościa zażywnego i łysego). W plecaku upchałem półmetrowego wieloryba, a pod ręką miałem łupinkę orzecha (przypomina mi śpiewaną przez Ewę Demarczyk frazę z Baczyńskiego; jestem pewien, że w wierszu jest aluzja do Maluśkiewicza właśnie):
niedługo już - tacy maleńcy,
na łupinie z orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom
W tym przedszkolu czytanie przez rodziców to tradycja. Jam nie rodzic wprawdzie, prędzej już przypominałem starych powstańców styczniowych, którzy - opowiadała mi Mama - występowali na akademiach szkolnych przed wojną.

Byłem przygotowany, ale miałem skupić uwagę, więc pominąłem kontekst i siadłem na dywanie. To urocze uczucie, które pamiętam z praktyk nauczania początkowego: przede mną wpatrzona ufnie gromadka dzieci. Obok przycupnęła ukochana gwardia rodzinna: przytulony Jaś i lekko zdystansowana Zizzi.
Pan Maluśkiewicz był - tyci,
Tyciuśki jak ziarnko kawy,
A oprócz tego podróżnik,
A oprócz tego ciekawy.
Więc nie można się dziwić,
Że ujrzeć chciał wieloryba,
- A dlacieeeego? - zapytał Jaś głośno.
- Bo wieloryb jest przeogromny,
Największy na świecie chyba.
To jeszcze zabrzmiało logicznie, ale Jan mnożył wątpliwości i rwał bezlitosną rączką potoczystość ośmiozgłoskowca, delikatną przędzę sztuki.

Kompletna klęska inscenizacyjna. Jedyne, co mi się udało, że na zakończenie wiersza wspaniale wybrzmiała cieniutka i miękka artykulacja słowa "chyba":
Teraz, gdy kto go zapyta,
Czy widział już wieloryba,
Nosa do góry zadziera
I odpowiada: - "No chiiiba.."
 
blogi