czwartek, 1 marca 2012

Kartofle


Lewis W. Hine, Kopiący ziemniaki [Kentucky, 1916] 
Widywałem go z okna, gdy szedł do szkoły, raczej sadził ulicą Karmelicką w siedmiomilowych butach – traktorach. Wiecznie potargane włosy, sweter z czarnej grubej wełny, w ręku stara teczka spięta paskiem z dużą klamrą.

Potem dowiedziałem się, że taki był w latach 60. styl egzystencjalny, ale nawet gdyby nie było Sartre'a, Camusa i Juliette Gréco, to na pewno też chodziłby w czarnym golfie. Był bardzo młody, nie mógł mieć więcej niż 28 lat, ale dwunastolatek na sprawę wieku patrzy zero-jedynkowo.

I tego dnia Piotr Wierzbicki zdjął okulary oraz przybliżył książkę do bezbronnych oczu krótkowidza. Uśmiechnął się i cicho przeczytał (zaszeleściło trochę, bo miał lekką wadę wymowy).
Czujesz? Ogniskiem pachną te pogańskie lata
Gdy iskrami trzaskały żagwie jałowcowe
I dym wełnistym kłębem za wiatrem ulatał,
I marszczyły się z żaru kartofle surowe.
Może to właśnie wtedy po raz pierwszy w życiu ogarnęła mnie nostalgia, bo nagle popłynąłem. Niedaleko - we wczesne dzieciństwo. Ileż to razy z ciotecznym rodzeństwem, siedząc w kucki i boso, piekliśmy kartofle w ognisku.

Nie, to musi być tuż po ognisku, kiedy ledwie żar zagasł, a jeszcze jest gorący. Zakopać w popiele mocno, bo wtedy się nie zwęglą i do głębi upieką.
Z dłoni go w dłoń przerzucać! dmuchać, bo gorący!
Parzy obłuskiwaną spieczoną łupiną!
Tknąć w sól z papierka! wchłonąć w usta chuchające,
Żeby się na skaczącym języku rozpłynął!
Tak było, dokładnie tak było! Więc jedno mieliśmy z Tuwimem dzieciństwo! Ale co z podpłomykami? Ten dopiero jest przysmak pogański.
Łódkami się przez siwą Pilicę wracało,
Z prądem, z wiatrem, pod wieczór, pod zorzę wiśniową,
W milczeniu, zamyśleniu, z gorejącą głową.
Zawiesił głos i zamknął książkę.
Tak się ogień, popioły i smutek poznało.
Przetarł okulary z egzystencjalnej mgiełki i spojrzał na klasę. Nie stało się nic wielkiego, nie byłem przesadnie wzruszony, ale zrozumiałem, że ja z tej łódki już chyba nie zejdę.
----------------------------------------------------------
Cały wiersz Juliana Tuwima Kartofle jest tutaj.

1 komentarz:

  1. Od opanowania ognia najważniejszą mikrowspólnotą był krąg ludzki otaczający ognisko dające ciepła strawę. Do strawy dochodziły opowieści, pieśni - kultura. Stamtąd jesteśmy.
    Bouszek

    OdpowiedzUsuń

 
blogi