niedziela, 10 października 2010

Wdzięczność

Mam wątpliwości czy nie przyniosłem zguby kaczkom i łyskom, bo z dnia na dzień było ich coraz mniej, a dziś, chociaż wołałem długo, nie przypłynęła żadna. Przyjaźnię się z nimi i uczę ufności do człowieka, ale wiem, że na groblę przychodzą o innej porze ludzie niedobrzy. Ot choćby dzisiaj, pośrodku stawu pływała puszka po piwie.

Ryby najwyraźniej nie doświadczyły niczego złego, bo w jednej chwili znalazła się całkiem spora ławica. Przeglądając dzisiejsze zdjęcia, miałem metafizyczne trochę uczucie, że przyroda dyskretnie odwdzięcza się mi za przyjaźń i na moment dopuszcza do tajemnicy.
Choćby te ryby. Wystawiły ponad wodę pyszczki skrzące się w promieniach porannego słońca i wołały. Jeszcze nie wiem co wołały, ale jak zrozumiem, na pewno napiszę.

9 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja ryba, szlachetny Peatero. Oświeceniowiec skrajny jestem, ale Michał, który w młodości interesował się mocno astrologią mówił, że ryba typowa.

    Wcześniej nie podziękowałem, ale stąd, spod powierzchni wody, delikatne bul - bul, co znaczy bardzo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobrze, że jesteś.
    KD

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miałem dwunastu lat, gdy ojciec przyniósł mi w słoiku kupioną w sklepie na Nowowiejskiej parkę pawich oczek.

    Tak zrodziło się najsilniejsze chyba zainteresowanie dzieciństwa.

    Do dzisiaj lubię patrzeć z niskich mostków na ryby.

    Lubię pukać do nich w szybę akwarium.

    Nasz Kuba się wyprowadził, ma dziewczynę, muszę je karmić co rano.

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń
  5. A mną targają same wątpliwości:
    Czy sum umie - w swym pojęciu - odjąć zero od dziesięciu?
    Czy ryba to danie jarskie?
    Czy dobrze, że jesteś rybą?

    OdpowiedzUsuń
  6. Rybki? Nie moge się oprzeć:
    http://www.youtube.com/watch?v=u5HqRzplgB0&feature=related

    Czarna wrona

    OdpowiedzUsuń
  7. Na grzyby, na ryby..
    Naprawdę, na niby...

    Ma przyroda swoje tajemnice i rzeczywiście odkrywanie wielu z nich cieszy.
    Hołubię papugi nimfy. Ona zadziorna i nerwowa. Tłucze nieszczęśnika swoim małym dziobem po niewinnym łebku. On jej nieustannie coś pogwizduje, cierpliwie znosi jej foszki. Jednak najmniejszy szmer wprawia go w popłoch i wtedy chowa się za samiczką. Ona dzielnie rozpościera skrzydła i osłania przed całym światem. A tak przypominała Ksantypę.
    Samce mogą mówić, śpiewać i wygwizdywać jakieś melodie. Czekam na ten cud.
    gm

    OdpowiedzUsuń
  8. Uprzejmie donoszę, że warszawskie ZOO zatrudniło (rok lub dwa lata temu) artystów plastyków do projektowania akwariów , dzięki czemu powstały ambitne dzieła sztuki wizualno-przyrodniczej. Kto zobaczy - uwierzy!

    OdpowiedzUsuń
  9. Może rok pięćdziesiąty szósty? Stary miał za friko wstęp do ZOO, bo robił wystawę animalistyczną. Zabierał mnie ze sobą. W obrębie ZOO były jakieś pola, działki. Stary szedł na dzierżawę i wyrywał cebule ze szczypiorem. Potem rozkładaliśmy na kocu chleb i serki topione. Stary wyciągał z teczki sztylet z kozią nóżką, kroił chleb i smarował. Akwariów nie pamiętam akwariów. Pogibane dzieciństwo.

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń

 
blogi