Irlandzki twórca powieści gotyckich, Joseph Sheridan Le Fanu pisał w swej słynnej „Carmilli”:
Śmiertelna bladość przypisywana upiorom to tylko melodramatyczne zmyślenie. Zarówno w grobie, jak i wśród ludzi mają one wszelkie pozory zdrowia i życia. (...) Nie wyjaśnioną dotąd zagadką pozostaje, w jaki sposób opuszczają one swe groby i powracają do nich co dzień na kilka godzin, nie poruszając ziemi i nie pozostawiając żadnych śladów na trumnie czy na obmurowaniu mogiły. Dwoista egzystencja wampira jest możliwa dzięki codziennej drzemce w grobie. Sił do życia wśród ludzi dostarcza mu straszliwa żądza ludzkiej krwi. Wampir potrafi czuć do kogoś gwałtowny pociąg przypominający miłosną namiętność. Jeśli dostęp do takiej osoby ma utrudniony, zdobywa się na niezwykłą cierpliwość i najbardziej wyszukane fortele. Nie spocznie, zanim nie zaspokoi swej żądzy i nie wyssie całego życia ze swej ofiary. Zdolny jest wtedy przedłużać swą morderczą rozkosz i delektować się nią niczym epikurejczyk, potęgując ją nadto wyszukanymi zalotami. W takich przypadkach zdaje się pożądać objawów sympatii i wzajemności. Zazwyczaj jednak zmierza wprost do celu, często natychmiast obezwładnia swą ofiarę, dusi ją i w jedną noc odbiera jej życie.
Tak, to potworne uświadomić sobie, że mocniejszy objaw sympatii, nie wspominając o namiętności może zwiastować śmiertelne niebezpieczeństwo. Dziś mogę mówić o tym w miarę spokojnie, bo co ze mnie za zdobycz, ale wcześniej, co tu kryć, ryzykowało się.
A miałem ja nieszczęście spotykać demony o charakterze szczególnym i niepewnego pochodzenia, takie jak boginki, mamuny, wieszczyce oraz południce.
Mamuny rozpoznawałem z daleka i uciekałem co sił w nogach. Nie było to trudne, bo przeważnie są niemłodymi kobietami, porośniętymi włosami na całym ciele.
Z boginkami tak łatwo nie było, bo przybierają postać pięknych i młodych dziewczyn. Naprawdę nie wiedziałem, że napadały poza tym na położnice, podmieniały dzieci, płoszyły konie przy wodopoju i bydło na polu.
Wieszczycy nie spotkałem chyba żadnej, ale to dlatego, że one głównie wysysały kobiety i w dowód swojej bytności, wydłużały im po śmierci zęby.
Południcę spotkałem natomiast nieraz (ot choćby taką jak na ilustracji). Z południcą to osobliwie niebezpieczna historia, bo zachłanna jest i nienasycona. Czy ktoś pamięta z Leśmiana ponurą historię dwóch opojów, Świdrygi i Midrygi?
Zaskoczyła ich na słońcu Południca bladaCo tam, co było, to było i choć mógłbym o tych zmaganiach ze złem pisać słowobrazy do wakacji, będę milczał jak grób, okiennice zawrę i świeczkę zapalę. A i przeżegnać przez lewe ramię mi nie zaszkodzi.
I Świdrydze i Midrydze i tańcowi rada.
Zaglądała im do oczu chciwie, jak do żłobu.
"Który w tańcu mię wyhula, bom jedna dla obu?" - ?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam - oniemiałam.
OdpowiedzUsuńKokieteria Mistrza.
Henryka Sienkiewicza uwielbiały Marie.
Jedna z nich,ze Lwowa, wysyłała przekazy pieniężne z podpisem Michał Wołodyjowski.
Zdarzało się, że wielbił poeta poetę, jak L.Staffa J.Tuwim. Dzwonił do drzwi swojego Mistrza - otwierała żona - klęczący na wycieraczce Tuwim recytował wtedy jednym tchem - Wierny sługa czeka na swego pana.
Owszem były i wiły, chmury przesuwały, kusiły i ... żeniły. Jackowi Woźniakowskiemu odpowiedź gotowa - artysta żenić się musi, by nie dać się skusić!
Na pożegnanie poranka Świtezianka
YouTube - Mumio, Świtezianka
Tego bloga fanka sandomierzanka
Co tam strzygi, rusałki, Piotrze, Ty dobrze o tym wiesz, że pominął Pan Jerzy coś znacznie gorszego, tę straszną wampirzycę, spragnioną krwi młodych poetów.
OdpowiedzUsuńTo były czasy schyłkowego Gomółki. My w Warszawie mówiliśmy na nią Stajnia, koledzy z Krakowa nazywali ją Stodołą, bo lubiła dopadać latem, gdy samotny poeta spał na sianie.
Kowarski