wtorek, 28 września 2010

Patrzenie

Wiedliśmy całkiem inne życie. On skupione, systematyczne i uporządkowane, można powiedzieć zacne, tą zacnością mądrą i wrażliwą. Ja życie raczej rozwichrzone, niekonsekwentne, pełne przygód i zakrętów. Znaliśmy się od ponad czterdziestu lat, ale prawie nie rozmawialiśmy ze sobą. On nie był bardzo otwarty, a ja go wcale nie szukałem, choć powinienem wiedzieć, że patrzy tak samo. Dziś bardzo żałuję tego zaniechania.

Nie mam Jego zdjęcia, daję swoje sprzed lat, bo ten wiersz opowiada o takim życiu jak tamto moje i to ja powinienem go napisać, ale napisał Tomek Wach, prawdziwy poeta, którego dzisiaj pochowano.

ROK 1986

A gdy Ci w chmurach z papierosów
wrzawa natrętna łeb skołuje
skrzących się śmiechów drwin i blasków
ziewań bełkotu i szafirów
serpentyn żartów niewybrednych
tak nasyconych hojnie winem
za poplamionym stołem
obok
tych sukien i zgiełkliwych kobiet
kieliszków brzęku
filiżanek
i mało frasujących rozmów
wzdragasz się tam niespodziewanie
i twarz tę widzisz
wśród firanek
i patrzysz
patrzysz
pijanemu
takie patrzenie wybaczone
----------------------------------------
Dobę po ukazaniu się tego posta miła czytelniczka i korespondentka Lu przesłała mi link do strony Polskiego Stowarzyszenia Miłośników Kolei, gdzie jest ciepłe wspomnienie o Tomku, o Jego kolejowych fascynacjach oraz prawdziwe zdjęcie.

8 komentarzy:

  1. Z każdym odchodzącym żegnamy cząstkę samego siebie.
    Jak dobrze, że wiersze zostają, ocalając...
    gm

    OdpowiedzUsuń
  2. impresja

    w słoneczne popołudnie
    chichoczące cicho
    lub nagle poważne
    trzpiotowate
    albo
    zatroskane
    gorzkie
    wiotkie i jedwabne
    szły licealistki
    nie wiadomo dokąd
    mimochodem przypadkiem
    albo wręcz tak sobie
    zgodnie lub na przekór
    na przekór lub zgodnie
    w niejednej
    rozmowie

    rumienili się wokół
    nieznani panowie
    nieskładnie
    nieładnie
    wobec innych kobiet

    schodziłem schodami
    z rozjaśnionym niebem
    lecz to nie mój świat


    Nie dokończyłaś Gm, czy wiersze nas ocalają, czy my wiersze. Znalazłem w majlach od Tomka wiersz z podobnym patrzeniem, w dwadzieścia przeszło lat później.

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko artysta, a poeta zwłaszcza, to potrafi. Dzień po własnym pogrzebie zachwycić i wzruszyć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Panie Januszu, wiersze zawsze mnie, więc i ja je - niosę za pazuchą.
    Zasypiam ze słowami Eliota:
    Śmieszny jałowy smutny czas
    Rozciągający się przedtem i potem.
    ( To o moim czasie tu i teraz)
    I Jerzemu Eliotem odpowiem rozważaniami o sytuacji artysty i człowieka:
    Z lichym rynsztunkiem niszczejącym zawsze
    W ogólnym bałaganie niesprecyzowanych uczuć,
    Niekarnych oddziałów wzruszenia(...)
    (...) W miarę jak się starzejemy
    Świat staje się dziwniejszy, bardziej zawiły wzór
    Żywych i martwych. Nie chwila olśnienia,
    Odosobniona nie przedtem i potem,
    Lecz całe życie płonące w każdej chwili,
    I nie tylko czas życia jednego człowieka,
    Lecz starych głazów, których nie sposób odczytać.

    gm

    OdpowiedzUsuń
  5. Resumé

    Najchłodniejsza jest czułość abstrakcji
    Pozór głębi przestrzeni bez serca
    Połysk znaków i słów nieistotny
    Linii prostych i łuków symetria
    Racjonalne i puste porządki
    Formy rzeczy stygnące bez treści
    Nie splamione krwi kroplą fragmenty
    Zimno piękna
    wiecznego jak wieczność


    Śpieszmy się wklejać wiersze, strony blogów tak szybko się zmieniają.

    Z nielicznych maili Tomka krótki wiersz o abstrakcji, ku przestrodze czytających głazy.

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń
  6. Słychać szept dwóch poetów - szept nieśmiertelności.
    Wzruszyła mnie muzyka wiersza.
    W głazach zaklęta muzyka sfer.
    gm

    OdpowiedzUsuń
  7. Co to się stało,
    innych miesięcy nie było mało
    może mniej były tylko niebieskie

    Słowa z nekrologu Zamieszczone w Gazecie Wyborczej przez Żonę Tomasza Wacha.
    Tego, który przekroczył już próg światów.
    Świadectwo patrzenia w tym samym kierunku.
    gm

    OdpowiedzUsuń
  8. CAPRICCIO

    czasem
    wieczorem
    gdzieś odejdę
    na zawsze
    na dzikim winie
    blado się rumienię
    zarosłem
    powietrzem

    coś ze zdumienia
    na szybie zostaje


    Rok 1967 rok, zima. Jesteśmy na pierwszym roku Psychologii. Wykład w Pałacu Kazimierzowskim, chyba ogólna. Wychodzimy na przerwę.
    - Masz coś - pytam szeptem.
    Tomek wyciąga zgiętą na pół kartkę.
    Chowam do kieszeni.

    Dopiero w tramwaju czytam ten wiersz.

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń

 
blogi