środa, 8 grudnia 2010

Dobranoc ubogich


"Włóczęgi" 1939, reż. Michał Waszyński, wyst. Kazimierz Wajda (Szczepko), Henryk Vogelfanger (Tońko), muzyka Henryk Wars, słowa Emanuel Schlechter.

Ramotka, ale mnie wzrusza. Zwłaszcza to marzenie biedaków, o tym co by kupili, kiedy zarobią 200 zł. A przecież to nie było tak dużo. Grodzieńska wspominała, że jako 18-letnia tancerka w teatrzyku zarabiała właśnie tyle.

Bieda była. Ojciec opowiadał, że kiedy był dzieckiem, tylko dla niego mleczarka przynosiła kwaterkę mleka. Matka mówiła, że do szkoły zabierała niby-kanapki: dwie kromki chleba bez niczego w środku i starała się tak jeść, żeby nikt nie zauważył, bo się wstydziła.

To przed wojną, a jeszcze niedawno Michal mawiał "Kiedy będę miał pieniądze, to ..." i tu było coś banalnie prostego, a mnie ściskało się serce, bo wiedziałem, że nie będzie ich miał.

To dobra piosenka na dobranoc, kołysanka - marzenie ubogich o maśle, serze i miodzie. I oczywiście o znanym nie tylko we Lwowie chlibie żytnym kulikoskim: małych bochenkach posypanych czarnuszką.
Brama już zamknięta luli luli lu
Ludzie śpią i ptaszki śpią, i koty śpią i psy.
Zamknij więc oczęta luli luli lu
Wszyscy śpią, już zaśnij także ty.

Jak zarobim dwieście złotych
to ci kupim cudny dom.
Będziesz spała jak królowa
na łóżeczku z białych róż.
Dobranoc, oczka zmruż.

A przy domku bedzi ogród
i słowików cały chór.
Bedą tobie cudne bajki
śpiwać aż do samych zórz.
Dobranoc, oczka zmruż.

Potem pójdę do sklepiku,
kupim masło, syr i mniód,
Kulikoski chlib i mliko
żebyś miała jak obudzisz się
jedzenia, picia w bród.

Jak zarobim dwieście złotych
to zrobimy wielki bal.
Będzie muzyka i tańce
i zabawa! Cicho, już.
Dobranoc, oczka zmruż.

-----------------------------
To "zmróż" w tytule filmiku to nie ja i nie mogę tego zmienić.

2 komentarze:

  1. Mój tata (rocznik 1909) w latach trzydziestych należał do OMTUR (Organizacji Młodzieżowej Towarzystwa Uniwersytetów Robotniczych) powiązanej z PPS. Był dwukrotnie społecznym wychowawcą na koloniach dla dzieci z ubogich rodzin. Dla tych dzieciaków, z rodzin najbardziej dotkniętych kryzysem lat 30-tych, pobyt na koloniach z pewnością pozostał w pamięci jako czas jedzenia do syta (a także fajnych zabaw) - w pierwszych dniach dosłownie rzucały się na jedzenie, chowając chleb “na później”, bo może go zabraknie. Pamiętam jak tata opowiadał o dziewczynce, której musiano obciąć warkocze, bo dosłownie “chodziły” wraz z zamieszkującymi je małymi owadami na literę “w”. Rodzice odbierając ją po koloniach nie zauważyli jak po tym miesiącu zaokrągliła i zaróżowiła się jej buzia, tylko zrobili dziką awanturę o przepiękne warkocze, które uważali za klejnot urody swojej córki. Autentyczną nędzę panującą szczególnie na wsi i w bezrobotnych rodzinach miejskich tata uważał za hańbę tamtych czasów, a jej likwidację w Polsce powojennej za największe osiągnięcie państwa, dla którego nazwę “Polski Ludowej” zaproponowali socjaliści jeszcze w czasach okupacji wraz z programem likwidacji nierówności.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też pamiętam z opowiadań mojej Mamy biedę w czasach kryzysu, kolejki w Lublinie po zupę z wkładką dla bezrobotnych.

    Słowobraz jest blogiem artystycznym i potrafi dotknąć bolesnych problemów z wdziękiem, bez ideologicznych przegięć.

    Natomiast w Polsce ludowej, już na własnej skórze doświadczyłem biedy moich rodziców plastyków. Widziałem ubóstwo moich ciotek inteligentek ze Lwowa.

    Boleję więc też nad obecną biedą i coraz większymi nierównościami społecznymi, mam z tego powodu narastające poczucie winy, ale nadal wolę Polskę bez przymiotników.

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń

 
blogi