środa, 22 sierpnia 2012

Fryzjer zdrajca


Stary tekst o fryzjerze poprawiony i uaktualniony (np. miejsce zegarmistrza zajął kebab):

Kamienica przy Grzybowskiej. Między Waliców, gdzie mieszkał Michał, a ulicą Żelazną. Znana jest z filmu "Poszukiwany, poszukiwana". Na dole zawsze były sklepiki i punkty usługowe, a niedawno nawet salony gier. Dziś są tam dwa punkty całodobowe: kebab i sklep z alkoholami. Ponadto lombard i szyld ostatniej ze starych usług – warsztatu szewskiego (przez burą szybę widać, że pajęczyna splątała kopyto). Tam, gdzie teraz jest kebab, był przed wieloma laty fryzjer, lecz go zabili. Michał zapisał w dzienniku:
17 VI 66
O Irence nie myślę. Zarżnęli na ulicy Grzybowskiej fryzjera - to jest wydarzenie.
W latach pięćdziesiątych fryzjerami byli wyłącznie mężczyźni. Zapewne zdemobilizowani, bo fryzjer podczas wojny to postać kluczowa (i dziś krótki włos ma we wszystkich armiach zasadnicze znaczenie bojowe). Mówi się, że wojna hartuje i znieczula. To prawda - nasi powojenni fryzjerzy nie słuchali żadnych próśb ani życzeń: strzygli krótko i wysoko.

Być może decydowały jednak względy bezpieczeństwa publicznego? Oczywiste, że zagrożenie szło od bikiniarzy z bujnymi plerezami. Ministerstwo Bezpieczeństwa wysyłało iskrówkę z VII wydziału (ochrona handlu i spółdzielczości) do Centralnego Związku Spółdzielczości Pracy, a stamtąd już telefonicznie, na przykład do Spółdzielni Pracy Usług Pralniczo - Fryzjerskich "Czystość": O WLOS NIE USTEPOWAC STOP STRZYC KROTKO STOP.

Aż do szóstego roku życia miałem długie loki. Postrzyżyny odbyły się w „Okrąglaku” na Zamenhofa. Ten gryzący kontakt z maszynką był dla mnie pierwszym zetknięciem z regułami socjalistycznej estetyki. Pamiętam łzy Ojca i swoje zdziwienie, gdy ujrzałem własną czaszkę. Potem prowadzali mnie na Nowolipie. Tam oprawiał dzieci łysawy człowiek z wąsikiem. Niski, z wadą postawy, nieładnie nazywaną wtedy garbem. Musiał być bardzo zgorzkniały, bo strzygł przy skórze.

Z nastaniem lat sześćdziesiątych dobiegał czas frontowych cyrulików. Ustrój liberalizował się, a do zawodu trafiało coraz więcej kobiet. Z nimi można było negocjować, a niektóre zupełnie przeszły na naszą stronę. Zwłaszcza na stronę modsów, z ich perfekcyjną niedbałością. Koledzy z liceum, naiwne forpoczty angielskiej subkultury, znali adresy zakładów, gdzie panie strzygły dokładnie, jak się chciało.

Fryzjer - mężczyzna stracił bezpowrotnie nasze zaufanie. Gdy zmuszeni okolicznościami: na wakacjach lub zgwałceni przez szkołę, musieliśmy skorzystać z usług przypadkowego faceta w kitlu, nieodmiennie kończyło się to estetyczną klęską. Tak jak w ówczesnej nowomowie demokracja była tylko socjalistyczna, rozwój dynamiczny, a trudności przejściowe, tak w naszym języku epitetem stałym przy wyrazie „fryzjer” było krótkie i złe słowo „zdrajca”.

Strzyżenie przez kobietę, to całkiem inna sprawa. Przede wszystkim nie ma tego atawistycznego napięcia wobec gościa, który stoi za tobą z brzytwą. Są delikatne, ładnie pachną i zależy im na pięknie. Można przy nich ufnie zamknąć oczy i myśleć o jakichś miłych sprawach.

Aż dużo, dużo później ocknąłem się, bo upuściła nożyczki. Po chwili raz jeszcze.
- Wie pan...

2 komentarze:

  1. Postrzyżyny


    Winnetou, Czterej Pancerni, Janosik… Szaleńcze wyprawy, dni pełne tajemnic. Dorastałam na ziemi niczyjej, gdzieś pomiędzy światem brutalnym, a baśnią. A jednak, ćwierć wieku później i mnie dopadły postrzyżyny. Mała inicjacja? To nie prawda.

    - Krótko ciąć. Pan się śpieszy. Autobus ucieknie.

    Żadnych łez. Jasny jeżyk. Za jedyne 7 zł. Całe trzy złote mniej, niż komplet z goleniem dla panów. Dziesięć złotych mniej, niż po stronie dla panien. Na samo wspomnienie piecze mnie szyja.

    Fryzjer zdrajca!


    - - -
    MissGaja

    OdpowiedzUsuń
  2. Mama cieszyła się, bo w białym kołnierzyku i z długimi lokami byłem podobny do dziewczynki. Może jeszcze bardziej podobny do dziewczynki niż Jerzyk na tym zdjęciu.

    Wychowawczyni musiała zrobić jakąś aluzję, bo rodzice wcisnęli mi w rękę parę monet.
    - Powiedz tylko, żeby cię obciął krótko!

    Fryzjer męski był na rogu Lelechowskiej i Białobrzeskiej. Tuż obok szewca i krawca, którzy gnieździli się w jeszcze ciaśniejszych klitkach.

    Niewysoki, podobny do Charle Chaplina, tyle że ponury. Czarne jak smoła, gęste włosy spadały mu na oczy, zawijając się w znak zapytania nad wydatnym, garbatym nosem.
    - Krótko - powtórzyłem, gdy usadowił mnie na odpowiedniej wysokości przed lustrem.
    - Cisza - nic nie odpowiedział.

    Upiął mi serwetę ciasno pod brodą. Przeczesał pod włos. Usłyszałem miarowy szczęk nożyczek w jego dłoni, jakby zapuszczał motorek. Po chwili loki zaczęły staczać się po serwecie na podłogę. Niedługo potem nożyczki zastąpiła przykra maszynka, która trochę ciągnęła za skórę. Wygolona półkula, zwana glacą, sięgała juz grzywki. Widać grzywki za długiej i za gęstej, bo zaczął ją skracać i przerzedzać. Na koniec miłe opryskanie pachnące prawdziwym mężczyzną i omiatanie jedwabistą miotełką. Płacenie.

    - Co on z ciebie zrobił - przywitała mnie, łapiąc się za głowę babka.
    Ojciec wyjrzał i nic nie powiedział.
    - I ty nic nie mówiłeś, siedziałeś jak idiota i patrzyłeś jak cię ścina? - spytała matka.

    Włosy szybko odrosły, ale po tej wizycie u fryzjera, przez kolejne trzy lata koledzy wołali na mnie Łysy albo Łysek, bo przerabialiśmy właśnie lekturę Morcinka "Łysek z pokładu Idy".

    Po latach przyszła moda na długie włosy, zły czas dla męskich fryzjerów. Do Chaplina przychodzili już tylko jego koledzy z sąsiedztwa. Jeden strzygł się, pozostali przyglądali się i pili. Następny strzygł się, pozostali przyglądali się i pili. Na Chaplina zawsze czekał kiiliszek. Wypijał w przerwach, kiedy się zmieniali.

    Ożeniłem się ale wpadałem na Lelechowską od czasu do czasu, żeby odwiedzić matkę i siostry. Któregoś razu spotkałem mojego kumpla Romana.
    - Ty znałeś tego fryzjera z Lelechowskiej?
    - Tak.
    - Żyd na niego mówili!
    - Tak.
    - No to zamknął wczoraj zakład na klucz i w środku się powiesił.

    Od dawna nie chodzę do fryzjerów,posiwiałem. Gdy przełożeni zwracają mi uwagę, sam się podcinam. W biurze przezywają mnie "kudłaty".

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń

 
blogi