wtorek, 4 września 2012

Szklarz czyli istota młodości


Stary tekst, ale przeredagowany. Ze wspominkowych mój ulubiony, ponieważ ma w sobie nie tylko nostalgię, ale i filozoficzną zagadkę okraszoną libertyńskim humorem.

Nie tyle upływ czasu, co słuszna przemiana socjalizmu w kapitalizm spowodowała, że liczne pokolenia wydziedziczono z miejsc ich młodości. Nie ma już tamtych kawiarni, sklepów ani kiosków. Nowe, które powstały w ich miejsce, są na pewno ładniejsze i oferują znacznie więcej. Mają jednak dyskryminującą wadę: są obce.

Tak jest na przykład z punktami usługowymi. Znikli gdzieś zegarmistrze, szewcy, ślusarze, punkty repasacji pończoch i pracownie gorseciarskie. Jeden tylko, jedyny rzemieślnik, opiera się postępowi technologicznemu: szklarz. Przezroczysty i kruchy, a jednak niezłomny.

Tak przynajmniej wygląda to w okolicach budynku XLV Liceum im Romualda Traugutta w Warszawie, do którego uczęszczałem. Wspominaliśmy w gronie absolwentów ten zaginiony świat. Nie ma już sklepu papierniczego na rogu Smoczej i Nowolipek, znikł bar „Smocza jama”, wyprowadził się zakład zegarmistrzowski, gdzie napełnialiśmy długopisy, zlikwidowano budkę telefoniczną przy Nowolipiu (ustanowiliśmy w niej rekord świata - weszło nas tam dwudziestu). Najgorsze, że nie ma nawet dawnej szkoły, bo została przeniesiona, a szlachetne mury przejęło liceum plastyczne.

Od przeszło pół wieku trwa natomiast niezmiennie na Smoczej w bezpośrednim sąsiedztwie budynku szkoły warsztat szklarski. Jego ocalenie można wytłumaczyć banalnie: szyby i lustra są tak samo potrzebne jak kiedyś. Z biegiem lat człowiek nabiera jednak skłonności do mistycyzmu i dlatego doszukiwaliśmy się działania jakiejś siły wyższej. Konkluzja dociekań okazała się sensacyjna: odkryliśmy słowny ekwiwalent fenomenu młodości.

Zaczęła Ela:
- Do dziś przy Smoczej istnieje warsztat szklarski. Na jego dach chodziło się na wagary. Kiedy wagarowicze dawali upust młodości, z dołu nieodmiennie męski głos wołał "Kuuurwa mać!".
Uzupełniłem.
- O ile pamiętam, to na wystawie tego warsztatu było wielkie lustro. Ten głos wołał nie tyle z dołu, co z drugiej strony lustra.
Na to Borys:
- Kochani - lustro lustrem. Ale o co chodzi z tym "dawaniem upustu młodości"? Naprawdę mnie zaintrygowaliście...
Ja:
- Myślę, że było to zwyczajne rżenie, głośny śmiech, łomot upadającego ciała i brzęk szkła. Naprawdę nic wielkiego. Natomiast, jeśli przyjmiemy, że istnieje symetria światów, to ten głos z drugiej strony lustra w sposób syntetyczny równoważył owe dźwięki młodości. W esencjonalnych dwóch słowach oddawał jej istotę.

Kiedy przytoczyłem tę dyskusję w moim blogu, anonimowy czytelnik skomentował poetycko i celnie:
Stare zwierciadło szklarza
pokryła szara szadź
a w uszach ciągle dźwięczy
soczyste "kurwa mać!”

2 komentarze:

  1. Mijam tego szklarza od czasu do czasu, jesteśmy sąsiadami, Drogi Jerzy :-)

    Okolica ulega czasom nowym i bez bez ducha. Właśnie się dowiedziałam, że chcą z Feminy zrobić Biedronkę.
    "Przystanek Biedronka", niech żyją insekty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Natknelam sie na wspolczesne zdjecie tego rogu ulicy.(Przygotowane zreszta na historyczna wystawe o gettcie.)
    W 2013 roku Szklarz ciagle jest !

    OdpowiedzUsuń

 
blogi