niedziela, 17 marca 2013

Alegoria


To fragment plafonu w Pokoju Marmurowym na I piętrze Zamku Królewskiego w Warszawie. Wiele w tym dostojnym pomieszczeniu portretów najwybitniejszych królów Polski autorstwa tego samego malarza - Marcello Bacciarellego. A na samym sklepieniu ona. Kiedy tylko oddałem hołd posępnemu obliczu Stefana Batorego, natychmiast skierowałem obiektyw w górę.

W prawej ręce z wdziękiem trzymała okrąg z gwiazd, a w lewej, jakby od niechcenia, złoty róg obfitości, z którego wysypały się złote korony władców, laurowe wieńce oraz talary (jeden z towarzyszących jej puttów na bieżąco księgował rozchody w kronice królów).


Klasyczne regularne rysy, niemal fantazyjne usta z lekko wydętą dolną wargą, co mogło być oznaką znudzenia, a kto wie - może nawet zepsucia. Ciemnozielone oczy, lecz dziwnie podkrążone przy samej obwódce i zmęczone. Delikatny zarys drugiego podbródka wykluczający ascezę.

Nie wydawała się zbyt przejęta swoją pracą ani szczęśliwa. Może wiedziała, że wkrótce zaczną spadać królewskie głowy i kto inny będzie decydował o laurach.  Zrobiło mi się jej żal i gotów byłem pospieszyć na pomoc.

Alegoria Sławy i Wieczności w jednej osobie. Cóż, nic mi do niej. Wprawdzie w niekrótkim życiu nie zabiegałem o względy i profity: o zaszczyty i brzęczące talary, ale i one – Wieczność i Sława - nie postąpiły w moją stronę ani pół kroku. Chyba nawet jestem z tego powodu trochę urażony i dlatego nie mogłem zrozumieć, czemu tak uporczywie wpatruję się w jasną postać.

Póki nie pojąłem, że właśnie owo szczególne zapamiętanie stanowi przyczynę przyszłego zapomnienia.

W filmie Woodego Allena „Miłość i śmierć” (1975) Sonja (Diane Keaton) idzie po poradę do prawosławnego mnicha Andrieja „najświętszego ze świętych, starego i mądrego, najbardziej pomarszczonego starca w całym kraju”, ponieważ jej przyjaciel Boris Dimitrovich Grushenko (Allen) chce popełnić samobójstwo (już raz próbował: "tydzień temu wdychał powietrze stojąc obok Ormianina"). Ojciec Andriej odpowiada:
Powiedz Borysowi tak: przeżyłem wiele lat i po wielu cierpieniach oraz zgryzotach doszedłem do wniosku, że najlepszą rzeczą [w życiu] jest młoda blondynka. A jeszcze lepiej dwie. 

13 komentarzy:

  1. W znanej piosence Beatlesów When I'm 64 przyjacielskim podarunkiem jest również blondynka!
    Bouszek

    OdpowiedzUsuń
  2. Na miły Bóg! przypaliłam zupę grochową. Czy Ty wiesz, co to znaczy przypalić grochówkę. Jaki swąd, jaki węgiel do drapania przez tydzień z dna. A to wszystko przez Ciebie. Kim jesteś? Chcę czytać wszystko, co Ty czytasz i piszesz też, i oglądasz, i słuchasz. Gdzie tacy ludzie są? W Warszawie? Jadę! Chcę Cię wydać na papierze! W papier wierzę (matko! ja nigdy wierszy nie pisałam). I widzisz, co narobiłeś? (Przepraszam za to "Ty", ale ja Pana już znam od dawna, tylko nie wiedziałam, że Pan jest. Już się poprawiam. Odtąd na "Pan").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to hiperbola, ale miło przeczytać. Zapamiętanie się przy lekturze to literacki topos. Sienkiewiczowski latarnik Skawiński zaczytał się w „Panu Tadeuszu” i nie zapalił latarni. Ty przypaliłaś grochówkę. W zasadzie można wyprowadzić literacką wartość Słowobrazu, porównując straty: jeżeli poemat Mickiewicza wart był łodzi pełnej ludzi, to ten blog wart jest pożywnej wojskowej zupy.

      Naprawdę poczułem się lepiej. Był mi potrzebny ten komentarz, bo rozjaśnił na chwilę mrok. W powieści pornograficzno-psychologicznej pod mylącym tytułem „Przenikliwość” zapisałem ostatnio:

      Nagle wokół niego zrobiło się pusto. Znikły przyjazne, niekiedy familiarne komentarze i przestały przychodzić e-maile. Ten świat, w którym pozostawał, jakkolwiek wspomagany elektroniką, był jednak światem, który wzorował się na starym, bo e-mail był mimo wszystko listem, a blog jawnym dziennikiem. Teraz został sam, a tamci przenieśli się na demokratyczną łąkę Facebooka, gdzie wszystko już jest inne, bo każdy jest twórcą - kreatorem i odbiorcą.

      Nie lubił tam wchodzić. Ten styl powierzchownego muskania, życzliwego chrząkania nieledwie, za bardzo mu przypominał towarzyskie bankiety, których nie cierpiał. “Bankiet zresztą lepszy, bo przynajmniej można coś zjeść i pooglądać piękne kobiety, a tu wszystko umowne.” Jakieś zapożyczenia pozbawione głębszej refleksji, poklepywania po ramieniu (lubi to), jakieś wirtualne farmy z grządkami i zwierzętami, jakaś sałata albo niespodziewane jajo.

      Najgorsze, że mimo pozornej aktywności, w istocie to społeczna jałowość. Ktoś mu opowiadał o szlachetnej inicjatywie, która uzyskała sporą popularność w postaci tzw. lajków (lubię to), ale żadnego innego wsparcia.”Takie życie snem, tym razem społeczne”. - to właśnie pomyślał Przewalski, kiedy wszedł w obskurne podziemia dworca Warszawa Zachodnia. Skrzeczący głośnik zapowiadał nadejście pociągu z Berlina.

      Usuń
  3. A Przewalski to nazwisko znaczące? Ja się zastanawiam, czy Pan nie jest fikcyjny jak Pan Schmetterling. Bo pamięta Pan rzeczy zapomniane. Mniej juz zatem hiperbolicznie? Proszsz bardzo. Małe olśnienia i czysta fraza. Trochę męskiej melancholii, czułości i liryzmu. kogo dziś na to stać? Niewielu. Do tego czasem buch, pięścią w sół, co dodaje ostrości. A potem znów szczypta erudycji,a le bez kłębów dymu. Rosja i Tuwim. Wychował nas PRL - jak ojciec, którego się wstydzimy, bo żle odmieniał końcówki. Mocno zaintrygował mnie dziennik Michała> Czy Pan go w końcu gdzieś wydał? Mimo przypalonej grochóki, sporo postów przede mna i już się cieszę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przewalski, owszem, rodzaj literackiego motyla, a raczej konia ( „W szacie zimowej sierść dłuższa i jaśniejsza. Na grzbiecie ciemna pręga. Nogi pręgowane do wysokości mniej więcej kolan”) , ale Jerzy jest postacią autentyczną. Gdzieś w blogu, w sytuacji strasznej i ostatecznej, wyznał: „Muszę już kończyć, bo świeca gaśnie. Wszystko tu opisałem jak było. Jeszcze się przyznam, że w blogu zmyśliłem dwie opowieści: o Czerwonym Kapturku i Kopciuszku.”

    Niemniej na podstawie blogu raczej nie warto odtwarzać żywego człowieka, bo chociaż Jerzy opisuje prawdziwe sytuacje i emocje, to przecież nie pisze wszystkiego. Wielu, wiele dobrze wie, że nie jest to taki piękny pan.

    Na przykład łasy jest na literackie komplementy i wtedy grzywa na czubku szyi powstaje w irokeza, a on parska radośnie i kopytkiem grzebie.

    Michała dziennik? Wielka legenda, także mojej młodości. Pisał go wiele lat, niemal do końca, ale im dalej, tym smutniej i nie wszystko (z wielu powodów) można drukować. Pierwsze lata na pewno tak. Mam pełnomocnictwa, ale jak dotychczas niewiele w tej sprawie zrobiłem.

    PRL – ojciec, który źle odmienia końcówki? Ładne. Taka metafora ważniejsza niż niejeden wiersz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Po pierwsze, nastrój się nieco mnie obniżył, bo zbyt wiele multimediów odkryła ja dziś pod starszą datą. A więc lekki zawód. Jeśli bym tak mogła, prośbę swą do autora, to by prosila ja cośkolwiek więcej od siebie. Może rzadziej nawet, a więcej Literatura mi zapachniało, a teraz jakoś siadło (2009, 2010). A po drugie, czy może Pan w moim imieniu poprawić błędy w tamtym górnym poście, bo wstydno. Pisany był w uniesieniu w godzinach pracy na lewym marginesie i pod ławką. Trwam wiernie w czytelniczym zachwycie, bo idzie zdaje się ku lepszemu (gorzej gdyby odwrotnie daty się ułożyły). I jeszcze. Jak poczytam więcej, to może pokuszę się o 3 wersje (fikcyjne) biografii autora: egzystencjalną, politycznie niepoprawną i liryczną

    OdpowiedzUsuń
  6. Pyszna będzie zabawa literacka z tymi biografiami. Może da się je włączyć do powieści pornograficzno-psychologicznej o mylącym tytule „Przenikliwość”.

    Niestety, nie mam możliwości ingerencji w tekst czyjegoś komentarza. Mogę jedynie usunąć cały. Te błędy wcale nie rażą, wręcz przeciwnie, mówią o autentyczności, o pośpiechu i emocjach Czytelniczki. To najmilsza laurka dla autora.

    Blog ewoluował. Wziął się z towarzyskich pogaduszek na forum szkolnym i pisany był niemal codziennie (miał podtytuł: „ukazuje się w dni powszednie”). Na początku były to krótkie wypowiedzi – zagajenia. Może nie miało to wielkiej wartości literackiej, ale tworzyła się aura towarzyska, miła i na niezłym poziomie. Do dziś z przyjemnością czytam niektóre wpisy. Parę z nich jest nawet popularnych w sieci (Złoty dzióbek, Potem pod górę, Midsummer Holiday Number).

    Z biegiem czasu pojawiły się emocje (dobre i złe) samego autora i wokół niego. Korespondent popadał w stany buntu i zniechęcenia. Raz czy dwa kończył już pisanie. W efekcie szlachetne towarzystwo odeszło, a przynajmniej przestało komentować (poza paroma osobami, które czasem coś skrobną z przyjaźni i dla podtrzymania ducha).

    Samotność to cierpienie, a ono przecież ma dobre strony i stąd przemiana w pisaniu, która Ci się podoba (jakoś nie umiem w sieci pisać „Pani”).

    Niespodziewanie stała się „Alegoria” nowym forum. Na razie tylko pani Jedno Życie i korespondenta, ale chyba można zaprosić do rozmowy innych. Temat: literackość. Póki rozmowa trwa, umieszczam na stronie głównej ikonkę (roznegliżowana panna A. z Zamku Królewskiego ma nową pracę).

    OdpowiedzUsuń
  7. Przewalskiego chcą nam oddać Rosjanie. A chodzi tu nie o byle kogo, ale samego Stalina! Polak, Przewalski jest ponoć genetycznym ojcem Stalina, a to przez jego słabość do pięknej Gruzinki, którą zaniedbywał wiecznie pijany mąż, Dżugaszwili. Alkoholizm ojca podobno pchnął syna w objęcia Cerkwi, a potem, do równie nieprzejednanych komunistów. Potwierdza się w tym odwieczny początek Nowego - mord mitycznego Ojca (dokonał tego np. literacki "playboy" z literatury irlandzkiej).
    Bouszek

    OdpowiedzUsuń
  8. Jedno Życie - och ty w życiu27 mar 2013, 18:58:00

    Roszczeniowo-Egzystencjalna
    Umarł. Potem zrobił krok w tył i zobaczył najukochańszą istotę tak jak wtedy. Nosiła okulary. Ale on umarł. Założył nogę na nogę i znów nieżył, choć Michael puszczał do niego oko, że to jeszcze nie na serio i żeby przestał udawać, że to strach. Potem zrobił jeszcze jeden krok w tył i postawił literę, dwie. Ale one też nie ocalają. Więc umarł. I Michaelowi nie było już do śmiechu. I dopiero wtedy zaczął gnić: „I co Jura, Grochoweiaka ci się zachciało?. No to masz”.
    Politycznie-Niepoprawna
    Urodził się i to już było za dużo. Potem chciał, a powinno się niechcieć. Niechcący chodzili w piżamach. A on pił zamiast spać. Już już o mały włos rodzice by go uśpili. Ale uratował go żart. Potem pił, znów, bił i kpił, czasem wił (się) z bólu, ale ogólnie miał się dobrze. Dopóki nie wystąpił Archanioł Rozróżnienia i jakoś poszło na łyso mu. I nieprzestaje.

    Liryczno-Katastroficzna
    Urodził się jako dziewczynka, ale szybko zmienił(a) płeć, bo się nauczył, że to ona zgrzeszyła. Potem już nic na to nie mógł poradzić. Aż oślepł, oniemiał, obejrzał się, odkrył w nocy, nie nie… stracił węch tylko. Smaku nie. Dlatego ma zawsze przy sobie psa przewodnika. Ptaki go nie lubią, bo kojarzy im się z Franciszkiem, a tamtego już nie ma. Nudzi je.

    OdpowiedzUsuń
  9. To jakbym miał wybierać pryczę w celi więziennej. Żadna z wersji mi nie odpowiada, co nie znaczy, że któraś nie jest prawdziwa.

    Naprawdę nie wiem, bo nie lubię wchodzić w zakamarki własnej duszy. Michał zarzucał, że chcę, żeby mnie wszyscy lubili. To nie było do końca sprawiedliwe, bo przecież świadomie wdawałem się w ostre konflikty, ale coś z chęci podobania się (także sobie) jest i dlatego nie lubię zaglądać do środka.

    I czytających namawiam, żeby nie zastanawiali się, jakie rusztowanie stoi za wsią potiomkinowską, lecz płynęli w dół Dniepru i rozkoszowali się krajobrazem.
    - - - - - -
    No dobrze, może druga. Ten uwiązany do nóg (tylko żeby nie ulecieć) balast lenistwa i ostry kindżał kpiny za paskiem szlafroka. Picia trochę mniej, ale z grubsza się zgadza.

    „Łyso” jest oczywiste, ale Archanioł Rozróżnienia? Dobra i zła? Tak późno? Boże!

    OdpowiedzUsuń
  10. Dlaczego późno? Jest tu w ogóle kategoria czasu? Hm... no nieudolnie. Ok. Dopowiem więc: jabłka leżą na stole. Wchodzi dziecko i mówi: "O jedno jest żółte a drugie czerwone". W ten sposób wzniosła jabłkowatość rozpada nam się na skutek "rozróżnienia" i czujemy się smutni i źli, że coś nam znów rozwalili. To nie "moralność" tylko raczej rozpad, jak chcesz, może być wartości, ale mi się wydaję, że raczej mnie (ciebie). O sobie: urodziłam się w tonacji moll. Ze światem obcuję bezpośrednio. Z innym (bardzo innym, bo nie moim) człowiekiem - przez język. Dlatego nie płynę Dniestrem z Tobą. Ty jesteś "fikcyjny", bez zatrzymania w "real".

    OdpowiedzUsuń
  11. Jeśli czasem czytasz, to czasami płyniesz.
    Wyczuwam koniec rozmowy, więc na pożegnanie od fikcyjnego pana wiersz w tonacji dur:

    Cyganka

    Nie wiedziałem, że jesteś Cyganką,
    no bo skąd? -
    szare ubranko,
    włosy blond

    Ale ty wróżysz z ręki,
    że będzie źle
    i że pójdę na męki,
    pijane dziecko we mgle.

    Okazało się, że w ręku cekiny
    i brudna talia kart,
    że wcale nie jestem winny,
    tylko niewiele wart.

    I odeszłaś z zielonymi oczami,
    paląc papierosy....
    Będę myślał czasami,
    jak kręcisz włosy.

    W. Broniewski

    OdpowiedzUsuń
  12. Jaki nasz miły Pan jest niedostępny, proszę proszę...

    OdpowiedzUsuń

 
blogi