Zdjęcie z Narodowego Archiwum Cyfrowego datowane na rok 1934.
Małe kino „Czary” w Warszawie przy Chłodnej 29. Afisz zwiastuje, że grają Syna dżungli. Sprawdziłem, film wyświetlano tylko przez pierwsze dwa dni roku. Jestem pewien, że mamy wtorek, 2 stycznia 1934 r.
Powoli zapada zmierzch. Z głębi ulicy, od robotniczego Koła, z Obozowej, Młynarskiej i Wolskiej, nadjeżdża tramwaj nr 16. Na przednim pomoście drobna blondynka smutny, proletariacki anioł patrzy na wystawy sklepów. Ma na sobie ciemnozielony kapelusik i znoszoną jesionkę. Tramwaj zatrzymuje się przed kinem. Dziewczyna wysiada i widzi napis „Czary”. Wszystko się zgadza, bo dżungla na afiszu faluje. To drga na wietrze krąg światła ulicznej latarni.
Na dworze jeszcze widno,a już się lampa kołyszei cienie meandrem biegnąnad zwiastującym afiszem.
Od Towarowej nadchodzi pan w rozpiętym płaszczu. Niewysoki, smagły z wydatnymi ustami. Jedyny na ulicy jest bez nakrycia głowy. A głowa jest duża i piękna (powiedziała mi jedna pani z Krakowa, to nie głowa do kapelusza, to posągowa głowa). Wesołym spojrzeniem omiata afisz i ludzi przed kinem. Patrzy na jej ubranie i spotyka jasne spojrzenie młodego mężczyzny. To ten, który przed chwilą przebiegł z drugiej strony ulicy, widzimy to na zdjęciu.
Pan bez kapelusza to poeta, patrzy i już wie, o czym nie wiedzą oni, tych dwoje jeszcze obcych sobie ludzi.
W kinie usiądą obok siebie. Kiedy dziki Kaspa czule spojrzy na Annę Rogers, młody mężczyzna w ciemności dotknie jej ręki. Otworzy się wnętrze dłoni i opuszkami palców wyczuje blizny. Od tej chwili będzie już bliski.
W kinie usiądą obok siebie. Kiedy dziki Kaspa czule spojrzy na Annę Rogers, młody mężczyzna w ciemności dotknie jej ręki. Otworzy się wnętrze dłoni i opuszkami palców wyczuje blizny. Od tej chwili będzie już bliski.
Jakże tu miło się wtulić,Deszcz, zawieruchę przeczekaćI nic, i nic nie mówić,I trwać, i nie uciekać.
Już niepotrzebny jest w kieszeni naiwny liścik miłosny, który wczoraj napisał do niespotkanej ukochanej:
Ty moje śliczne śliczności!Znów się do łóżka sam kładę.Na jakimż spotkam cię moście?TwójPluszowy niedźwiadek.
Blisko siebie i powoli wychodzą z kina
„Czary”. Będą rozmawiali i odwlekają tę chwilę.
Tego nie wie nawet poeta, ale powinni się bardzo spieszyć. Mają tej miłości przed sobą tylko pięć lat. Potem niemal cały świat się rozpadnie. I potem to już całkiem inny wiersz.
Szli żołnierze zmoczeni do nitki,
żołnierze widziani z góry -
Śpiew żołnierzy
„A pod tą lipką. lipką zieloną
mówili sobie, że się ożenią,
ślubna kareta, ślubne koniki -
a ja ci potem kupię kolczyki”.
-----------------------------
Cały wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Małe kina” jest tutaj.
Cały wiersz Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Małe kina” jest tutaj.
Z małymi kinami to było tak, że już jako dzieciak znałem na pamięć (podobnie jak rówieśnicy) fragmenty piosenki Fogga W małym kinie, z kiczowatym, ale przemawiającym do wyobraźni dwuwierszem: "Na ekranie on ją kocha i umiera dla niej" (świetny szlagwort). Potem czytałem Gałczyńskiego z jego parodią listu miłosnego i oczywiście poczułem się świetnie, bo "ponad to". A dziś myślę: ponad co?
OdpowiedzUsuńBouszek
Ja tylko kapelusik zdejmuję i
Usuńchapeus bas,Gospodarzu
Hanna:
OdpowiedzUsuńCapeus bas i mój zielony kapelusik, Autorze
Ależ Pan uwodzi tym przedwojennym szykiem! Świetne są Pańskie miniaturki.Z Dziś i z Wczoraj.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
M.W.