poniedziałek, 28 grudnia 2009

Kupido


Harmony before Matrimony / Js. Gillray, des. & Ft./żródło: Biblioteka Kongresu Stanów Zjednoczonych
Rysunek sprzed ponad 200 lat (1805) pokazuje z dobrotliwą kpiną przedmałżeńską harmonię.

On, modny panek, ona ponętna harfistka zaróżowieni uczuciem wyśpiewują słodko. Wszystko wokół nawiązuje do ich przyszłego szczęścia, a jednak są elementy, które mogą zwiastować inny obrót rzeczy.

Oto na obrazku wiszącym nad zakochanymi kupido za nic ma tradycyjny łuk, porzucił kołczan i strzela do dwojga ptaszków z jakiejś armaty. Oto motyl przegląda się zauroczony swojemu odbiciu w lustrze, a dwa koty walczą ze sobą zażarcie. Wielkie pytanie to książka leżąca na stoliku. Wyraźnie widać nazwisko autora. To Owidiusz, ale nie wiemy czy przyjmiemy wersję optymistyczną i jest to "Ars amandi", czy raczej "Metamorfozy, czyli Przemiany"?

Ponad sześćdziesiąt lat później młody, ale niezwykle przenikliwy nasz Henryk Sienkiewicz pisze w swej pierwszej powieści "Na marne":
Pojęcie "narzeczona” jest niby przezroczystą zasłoną na obnażonej kobiecie. Przychodzimy do ołtarza, żeby ją zerwać; zerwawszy, tracimy część uroku.
Poczciwa natura ludzka wynagradza ową stratę pojęciem „przywiązanie”; gdy i tego zabraknie, występuje inna, jeszcze mniej powabna rzecz „przyzwyczajenie”.
Ale życie się toczy.
My jednak nie dajmy wiary 26-letniemu młokosowi i uwierzmy w nieprzemijalność miłości. Zapatrzmy się na pięknych dwudziestoletnich, Mirkę i Michała.

6 komentarzy:

  1. Kiedy to zobaczyłem, pomyślałem, że to kolejny spisek międzynarodowy, jak słynne „polskie obozy”.
    Czasem lubię spojrzeć na tłumaczenie w różnych językach, a w powyższy tekst niezmiennie i niezależnie od języka w miejsce Henryka Sienkiewicza wstawiany jest Winston Churchill.
    - Nie dość żeście zagarnęli kiedyś połowę świata, to teraz bierzecie naszego Henryka?

    Kiedy ochłonąłem, zrozumiałem mechanizm tłumaczenia. Automatyczny tłumacz szuka, kto ten Henryk S.,a w bazie stoi, że to taki laureat Nobla w dziedzinie literatury. No to biorą najbardziej znanego laureata brytyjskiego i wypada na Churchilla. A ponieważ inne języki zawsze tłumaczone są za pośrednictwem wersji angielskiej, zawsze jest ten zażywny gość z cygarem i butelką whisky.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z przyjemnością ogląda się filmik ze ślubu młodziutkich Łukaszewiczów Mirki i Michała .Jacy oni byli piękni ,szczęśliwi ,naturalni .
    To wszystko już minęło . Życie pisze własne scenariusze i toczy się dalej .

    OdpowiedzUsuń
  3. Automatyczny-elektryczny tłumacz działa konsekwentnie: z Jerzego powstaje "George" (Washington).
    Alva

    OdpowiedzUsuń
  4. Rzeczywiście film ma urok bezwarunkowej młodości. Są na nim także dwie osoby pisujące tutaj: pan Kowarski (na jednej z pierwszych klatek, po lewej stronie z panią w żółtej bluzce - to jego żona) oraz P26 - na jednej z ostatnich klatek, młody jegomość w buraczkowych spodniach i jeszcze bardziej buraczkowym swetrze.
    Szkoda tylko, że tyle osób nie żyje. Pan Młody, jego ojciec - pan Konstanty (to ten od samochodu DKW), babcia Michała i prześliczna druhna.

    Korespondenta nie było. Miał ważną misję w Wiśle, to znaczy w miejscowości Wisła.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapatrzyłam się.
    Cały czas wracam do filmu,który nasycony światłem pokazuje czas sprzed 36 lat.
    Filmy amatorskie z tamtego okresu są przeważnie niedoskonałe.
    Ten jest inny.
    Pokazuje świat kolorów i radości.
    Świat Fiatów yellow bahama i typowych fryzur tamtego okresu.
    Chyba ze wzruszenia,oglądając czas mojej wczesnej młodości,zobaczyłam Korespondenta(roześmianego,w ciemnym garniturze,na początku filmu).
    Korespondent twierdzi,że był wtedy w Wiśle.
    Skoro tak,to mam omamy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Korespondent był na pewno wtedy w Wiśle i dokładnie pamięta ten słoneczny dzień zakończony jednak smutno, bo wieścią o zamordowaniu Salvatore Allende.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi