wtorek, 21 maja 2013

Człowiek analogowy

Andrew J Russell, Reperujący linię telegraficzną [ca. 1863]
W tych cyfrowych czasach analogowy człowiek jestem. Wprawdzie radzę sobie jakoś ze sprzętem i pracuję „w chmurze”, ale bliżej mi do dźwigni prostej, pogawędek i parasola.

Nawet to pisanie teraz. Moje palce na zawsze zapamiętały łucznika z Radomia. Niby robili tam maszyny do szycia, ale głównie kałachy i pewno dlatego z ich maszyn do pisania wystrzeliwało się pociski liter. Teraz trzeba inaczej, ale co z tego, że umysł pojął, skoro ciężka ręka polubiła przywalić w klawiaturę?

Bo to za duży skok był jak na życie jednego człowieka. Stalówki mi się rozczepiały i zamulały włóknami celulozy, a ja maczałem je w kałamarzu i pisałem, pisałem. Wiersze. Naprawdę. Mama uczyła mnie w ten sposób ortografii i kaligrafii, że przepisywałem je z grubej, różowej antologii wierszy dziecięcych. Z kaligrafią nie dało rady, ale została w mózgu ścieżka analogowa i kiedy inni mają szumy uszne, mnie dudni w głowie metafora. Czasem aż łeb odskakuje.

Teraz już nie ma atramentu, teraz pisze się na gładkim ekranie smartfona albo tabletu. Niedawno wywołałem chichot aż ośmiu nastolatek w autobusie, bo żeby szybciej przesunąć stronę w telefonie, pośliniłem palec.

Gdyż ja analogowy jestem. Nic mi się nie dywersyfikuje i nie pozycjonuje, a jeżeli nawet, to połowicznie. Tak jest z reklamami kojarzącymi produkt z pięknem kobiecego ciała. Mówią, że seksizm, że „atak cycem”, a mnie to wcale nie przeszkadza. Tyle, że trochę głupio, bo nie kupię. Ani mi potrzebne te rajstopy, ani nie mam pieniędzy na ten samochód i tylko napatrzę się, na krzywy ryj. Zachwycony.

Człowiek analogowy milczał, bo redagował kolejny numer „Rękopisu”. Ten ci dopiero jest wczorajszy. Zagubiony w czasie, w dawnym mieście, wśród nieistniejących budowli, w kolejce po wizę i w umarłej księgarni. Reklamy też są. Na przykład telewizora „Szmaragd” – (Ciężar 27 kg – Pobór mocy 150 Va, Cena 9.000 zł) albo „Zawsze eleganckich i modnych” kapeluszy i krawatów. Jest trochę tekstów z blogu - ryba wyciągnięta z wody łapczywie łapie powietrze. Jest dobry tekst Kowarskiego (współredagował numer) o dzieciństwie, nędzy i prawości oraz jego wiersz. Niby do Rimbauda tam pisze:
(...) zazdroszczę ci może
tylko tęczowych
lotów wyobraźni
gdy ja ślęczę
nad każdym
wersem liścia
zawsze jednak
staram się trwać
w środku miasta
możesz mnie zastać
na Nowym Świecie
Jerozolimskich
Marszałkowskiej
i Świętokrzyskiej

kiedy zapada zmrok
nad Warszawą
znów widzą ludzie
mój siwy łeb
jak napieram
na szklane drzwi
Poczty Głównej
wdzieram się
do Empiku
z wrzaskiem ulicy (...)
J. Kostynowicz, Pieśń grafomana (fragment) 
Gdybyś chciał/a Czytelniku, Czytelniczko przeczytać, chętnie egzemplarz wyślę. Za darmo ot tak, z długoletniej przyjaźni (podaj adres: slowobraz@gmail.com).
 
blogi