Lubię ten strumyczek i nieraz o nim pisałem. Buba też lubi, bo zawsze jest tu świeża trawa i można się popaść trochę. Ostatnio na prawym brzegu tylko, bo lewy zajęła para krzyżówek.
Widać samica już gdzieś tam w chaszczach wysiaduje, bo dziś na odgłos psa pokazał się tylko samiec. Stanął nieruchomo pośrodku strumyka gotów - nie krzyżówka, lecz krzyżowiec - bronić granic maleńkiej ojczyzny. Poszliśmy w swoją stronę.
Kiedy w domu wgrałem zdjęcia, zobaczyłem, że ktoś jeszcze był pośrodku. Prozaiczny czytelnik powiedziałby, że rozszczepienie słonecznego promienia, który padł na obiektyw, ale przecież pan Krzyżówek, ja i Buba dobrze wiemy, że było to tęczowe oko Opatrzności.
Tymczasem sto metrów dalej, już na Karmazynowej, dwa leśne gołębie toczyły walkę o miejsce na przewodach elektrycznych. Staliśmy z zadartymi łbami i leciały na nas białe piórka. Gdy zniecierpliwiona Buba szczeknęła, ptaki natychmiast usiadły zgodnie obok siebie.
Uszliśmy kilkanaście metrów i dogonił mnie śpiew kosa. Nie do wiary, podfrunął blisko i usiadł na słupku ogrodzenia, dokładnie w tym miejscu, gdzie przed laty gramoliłem się na drugą stronę ratując Hektora. To nie mógł być on, bo miał dwoje oczu. Rzuciłem jakieś czułe słówko i ruszyłem dalej, a ptak przeskoczył na następny słupek, zanucił coś krótkiego i odleciał.
"W ciągu paru minut po trzykroć...Nawiązują kontakt?" - pomyślałem. I jeszcze: "Chyba jestem z ich strony".
I w tej właśnie chwili - w tej chwili właśnie - spłynęły z serca troski i zmartwienia ludzkiej strony świata.
I w tej właśnie chwili - w tej chwili właśnie - spłynęły z serca troski i zmartwienia ludzkiej strony świata.