Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Harasymowicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Harasymowicz. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 13 lutego 2014

Schłopiały święty - storyboard

Rzeźba Św. Jerzy, wyk. D. Biliński z Kolędzian [1936]
Ten wpis planowałem na 23 kwietnia, ale trzeba się spieszyć opowiadać.

Niby świątek, ale pospolity jakiś, żaden Cierpotka ani Frasobliwy, lecz człowiek pracy i walki. I nie rycerz w zbroi czy rzymski legionista, ale - widzi mi się - pasterz wędrowny w opończy, wolarz co od samych stepów wołoskich do Łowicza bydło prowadzi. Droga daleka, więc Jurychło (tak ma na imię) na koniu na oklep jedzie. Konika ma marnej postury, chociaż dzielnego - to hucuł jest sprawiedliwy (Sprawiedliwy jak świętego Jerzego koń - mówi przysłowie).

Tego dnia spotkał święty Jurychło w borze gadzinę leśną i tępym kijem, nie schodząc konia, ją zaszlachtował. Zmęczony usnął potem pod drzewem. Podejrzał go jeden z prostaczków niebiańskich, którzy dłubiąc kozikiem w drzewie Panu Bogu świadectwo dają.

Tak powstała pod Kolędzianami owa kapliczka nadrzewna, którą w 1947 roku pokazali na wystawie twórczości ludowej w Krakowie, a potem sfotografowali i przykleili na okładce marcowej "Twórczości" w roku 1948 (dostałem leciwy egzemplarz jako bardzo miły prezent).

Myślę, że musiał być na wystawie krakowski poeta Jerzy Harasymowicz, bo dwanaście lat później opublikował w "Dzienniku Polskim" wiersz, gdzie święty Jerzy jak z obrazka.
MIT O ŚWIĘTYM JERZYM
Gdy spał
mój patron
święty Jerzy
z chorągwi jego
zrobiłem
czerwony wsyp

blachę groźną
chłopu dałem
na pokrycie stajenki

smoka
w krowę zmieniłem
czasem
siarką buchającą

pióropusz
w lesie
na gnieździe
posadziłem

budzi się
mój patron

gdzie mit
w robocie

gdzie pióropusz
jajka znosi 
gdzie zbroja
na dachu
drzemie w upale

gdzie chorągiew
pod wójtową głową 
i tak
cóż święty

zboże zaczął
zwozić

izbę malować

konia dokupił
drugiego 
      Jerzy Harasymowicz [1960]

wtorek, 14 lutego 2012

Sarmacko i mięsopustnie

Pieter Bruegel II, Chłopski taniec weselny, Crocker Art Museum, Sacramento
To dopiero była radość tworzenia. Mistrz Jerzy Harasymowicz przeniósł się w czasy saskie, zgromadził w nieistniejącym majątku dzieła mistrzów malarstwa i kazał je opisywać Laurentemu Żurawce. Wymyślił tego pałacowego skrybę, szlachcica chyba i człeka mało kształconego (za to z przekonaniami - jak to mówią dzisiejsi Sarmaci - prawdziwie patriotycznymi).

Poeta oparł się na konkretnych i udokumentowanych źródłach – staropolskich opisach obrazów. Prof. Wojciech Ligęza pisząc o tym utworze wskazuje, że jego komizm tkwi w „konfrontacji współczesnego nam kultu sztuki z dawnymi wyobrażeniami szlachciców, którzy arcydzieła mieli za nic”.*

Stanisław Barańczak uważał Kolekcję... „za jeden z najzabawniejszych utworów we współczesnej poezji polskiej. A zarazem najzjadliwszych. Jego siła komiczna bierze się bowiem nie tylko z bezinteresownie absurdalnego humoru, przepełniającego komentarze pana Laurentego Żurawki do lanczaftów Rymbranda, Wandyka, Elgryka, ale i krytycznej ironii, z jaką poeta prześwietla umysłowość saskiego szlachciury. Umysłowość pełną sarmackiej fantazji, lecz także obskurantyzmu, ksenofobii i ignorancji”.**

Przytaczam tu tylko fragmenty (Kolekcja... ukazała się w 1979 r. w tomiku „Cudnów”). Wybór mój z racji dzisiejszego święta pikantny. Rechoczę w ten sposób trochę ze świętego Walentego, bo podobnie jak imć Żurawka cudzoziemszczyzny w obyczajach naszych nie szanuję. 

Zilustrowałem wpis obrazem Bruegla, który jak niektórzy malarze z Kolekcji... Olender jest i sobie podobnych maluje. Żurawka pisze, że to ludzie koci psiowi. Chyba prawda, bo widać, że jeden z nich jak ten Dionizos jawną się wobec białogłów wychwala dzidą [kliknij].
Kolekcja
landszaftów starożytnych
Jaśnie Wielmożnych Panów na Dźbowie Dźbowskich
wyjaśniona biegle
przez Laurentego Żurawkę
tegoż dworu w Dźbowie
pisarczyka
i porządków sprawcę
[wybór]

Bagienko Olenderskie
Znowuż bagienko lecz to zamarzłe. Ludzie koci psiowi jako to u Olendrów na podkówkach się ślizgają. Naród świdrowaty jakiś.
Dama w pościeli
Dama się w pościeli rozkryła. Stary jakiś ze świecą podpatruje. Gały mu wyłażą. Robota olenderska.
Rzeźba Dionizos
Boga już nie ma że byle jebbuś jawną się wobec białogłów wychwala dzidą. Pożałowania godna ta machina wiele zła w Dźbowie czyni. Gdyż ślachcianki jeno przy niej się kupią. Ksiądz jezuita Procowicz sztuką materii nakryć to kazał lecz jeszcze się większy zrobił odsterczyl. I płeć biała jako to w umyśle deminimalis przecie do onego się garnie.
Dama jakaś
Dama jakaś goła cale rozkoszna drugiej tyż takiej pierś ujęła. Jaka w tym sentencjonis philosophius nie wiem.
Gęsia jakaś
Gęsia jakaś hardo rozcapierzona damę erotiko napastuje. Ta za dobrą monetę kochy jej przyjmuje.
Ślachcic jakiś
Ślachcic jakiś damie za stanikiem rodzynkę znalazł dużą. Co jeśli świeża niezły to specyjał.
Chłop na babę
Chłop na babę wienierycznie nastaje. Robota wyborna. Zima długa świce krótkie. Wiadomo.
Dama jakaś
Dama jakaś na desce cudnie rżnięta.
Człek poćciwy
Człek poćciwy babę korbaczem ćwiczy. Pan Jezus się jeno śmieje i jeszcze jej palcem grozi. Scena przyjemna.
Satyr
Satyr jakiś stary na boku płacze a baba się śmieje. Co by to mogło być każdy i tak wie.
Sułtan
Sułtan turecki przez harem przechodząc i widząc one srogie baterje swoje w pełnej gotowości przecie nad sobą zapłakał.
Satyr na nimfę
Satyr na nimfę nastaje cale kształtną. Posiąść ją chce jednak jeronią natury to sprawia że kaśle i do victorji nie dochodzi. Scena melankolijna.
* - dr hab. Wojciech Ligęza: Przeszłość jako źródło komizmu w wierszach Jerzego Harasymowicza, referat z konferencji „Jerzy Harasymowicz - poeta karpackiego pogranicza”, Sanok, 2001.

** - S. Barańczak, Ksiądz Baka redivivus, w: Przez i po. Szkice o poezji krajowej przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, Londyn 1988.


sobota, 31 lipca 2010

Doniesienie o jesieni

Donoszę Drogi Czytelniku, że nieznaczne, ale już są. Zaczęło się wczoraj. To było na stałym szlaku moich spacerów. Zawsze brałem tę kępę drzew za brzozy podfruwajki. Tymczasem, gdy pod wieczór schroniłem się w tym zagajniku przed ulewą, zobaczyłem, że kora drzewek wcale nie jest biała, lecz ciemnozielona i gładka. Liście wprawdzie sercowate, ale krawędzie lekko postrzępione. To były buki. Kiedy to zrozumiałem, dopadła mnie jesienna tęsknota za górami. Bo tam buczyna jest najpiękniejsza.
W górach jest wszystko co kocham
Wszystkie wiersze są w bukach
Zawsze kiedy tam wracam
Biorą mnie klony za wnuka
Jerzy Harasymowicz
Dziś od rana tropiłem z nosem przy ziemi i znalazłem. Jeden z cisów skrywał przede mną mięsistą osnówkę, która zwykle dojrzewa we wrześniu lub w październiku.
Korkowiec, który ledwo co wypuścił liście, powoli je zaczyna zrzucać dezerter
i winorośl upojna pokątnie się czerwieni.
Wieczorem kaczki krzyżówki spływają w zarośla melancholijnie,
a z kaliny wypełza północnica, co w długie jesienne noce nie daje spać chłopakom.
Dobranoc

czwartek, 21 stycznia 2010

Tabloid "Drapak"

Pierwszy etap porannego spaceru to stacja benzynowa, gdzie kupuję gazetę. Spoglądam na krzykliwe tytuły tabloidów:
Zła kochanka zabiła tłuczkiem do kartofli - to "Fakt".
Niżej:
Ale Zdzisiek nikogo nie chciał słuchać, bo był zakochany. Bez pamięci. Znosił wściekłe ataki konkubiny i ukrywał siniaki przed światem. Za swą ślepą miłość i wierność zapłacił życiem.
Sprawa raczej nie do śmiechu, a jednak jakieś to niepoważne.
Zerkam na konkurencję. "Super Ekspres" pisze:
Doda i Nergal: Ślubu nie będzie!
Zatrważające wieści dotarły do nas zza oceanu. Adam Nergal Darski (33 l.) chce się wymigać od ślubu z Dorotą Dodą Rabczewską (26 l.).
Też niewesoło, bo w końcu życie uczuciowe i osobista pomyślność ma zasadnicze znaczenie. A jednak jakoś nie martwię się. Już bardziej mnie porusza ta rodzinna makabra w 5 aktach na okładce angielskiego tygodnika "The Illustrated Police News" z roku 1874 (powiększcie). Matka otruta i uduszona przez własne dzieci.

To w tamtych czasach Sienkiewicz pisał w powieści "Bez dogmatu":
Nie lubię prasy i uważam ją za jedną z plag trapiących ludzkość. Szybkość, z jaką zaznajamia ludzi z wypadkami, równoważy się pobieżnością informacyj, a nie wynagradza tego niesłychanego zbałamucenia opinii publicznej, jakie każdy, kto się nie uprzedza, musi dostrzec. Dzięki gazetom zanikł ten zmysł, na mocy którego ludzie odróżniali prawdę od fałszu, zanikło poczucie słuszności, poczucie prawa i bezprawia, zło stało się bezczelnym, krzywda poczęła przemawiać językiem sprawiedliwości, słowem: ogólna dusza ludzka stała się niemoralną i oślepła.
Ma rację nasz Noblista, ale z drugiej strony minęło sto kilkadziesiąt lat, a ludzkość jakoś żyje z tą oślepłą i niemoralną duszą i świat nie wydaje się dużo gorszy niż w XIX wieku. Mimo że gazety się nie zmieniły.

Mój "Słowobraz" to też tabloid. Wiadomości są krótkie, choć nie zawsze najnowsze. Na pewno jednak odwołują się do emocji czytelnika.

Czytam wiersz Harasymowicza "Życiorys". Może powinienem zmienić nazwę bloga na "Drapak"? To dobra nazwa dla tabloidu.
Nawet nie wiem
jak tam sprawy
za lasem

Rano wstaję
poemat chwalę
biorę się za słowo
jak za chleb

Nie zważam na mody
byle jakie

Piszę wyłącznie
uczuć starym
drapakiem

środa, 25 listopada 2009

Rzecz mniej wielka


Jest wiersz Norwida [Daj mi wstążkę błękitną], który, jak to u niego, można interpretować w różny sposób. Ja go rozumiem, że istnieje piękno, które jest ponad wdzięk i płochość kobiet, że niespodziewanie można zostać obdarowanym takim zwyczajnym pięknem natury. Wiersz kończy się strofą:
Bywałem ja - od Boga nagrodzonym,
Rzeczą - mniej wielką:
Spadłym listkiem, do szyby przyklejonym,
Deszczu kropelką...
I właśnie 10 września, podczas porannego spaceru z psem po Lesie Kabackim niespodziewanie zostałem nagrodzony taką rzeczą. Co mogło mnie lepszego spotkać niż to ukośne światło?

W tym miejscu inny jeszcze poeta - Jerzy Harasymowicz - i jego wiersz, który jest pochwałą zwyczajności i harmonii.

Przychodzi kiedyś wiek, gdy mija nienasycenie życiem i nieposkromiony apetyt nowych doznań. Zauważa się, że można poprzestać na tym co wokół, bo to jest wystarczająco piękne. Zapewne tak było z Mistrzem Jerzym w roku 1983.

Fotografia niezwykle pasuje do wiersza, bo widać promień z chmur i nawet różowego serafina. Takie widywał chyba Chagall, bo w jego obrazach anioły są też lekko wychylone, choć w drugą stronę. Może malował z tamtej strony lasu?
TEGO ROKU (1983) W BORTNEM POWIEDZIAŁEM

Po co większe Beskidy niż te
pod potrójną tęczą nad Mareszką

Po co większy dom niż ten
harasymiaty — strzechaty

Po co piękniejsza cerkiew niż ta
na zielonym pagórku wiary
Kosmy i Damiana

Po co większy ikonostas — niż ten
każdy święty to znajomy
rozmawiamy na drodze

Po co inny pejzaż niż ten
który sam układa się pod palcami

Po co bardziej skrzydlaty sad niż ten
w różowych i śnieżnych sukniach
chodzą serafiny

Po co inne pisanie niż to
na które pada
promień
z chmur

poniedziałek, 5 października 2009

Coś chodziło

Zapatrzeni we własny, zupełnie nie dostrzegamy innego świata. Jedyne dostępne źródła, to przypadkowa fotografia lub niektóre przekazy poetyckie. No ale kto dziś je czyta? Szkoda, bo dzieje się wiele, kto wie czy nie więcej niż w polityce.

Na przykład nie spodziewałem się, że przy leśnej drodze stoi ukryty tron albo może ołtarzyk. Następnym razem pochylę się i sprawdzę.

Kiedy pokazałem to zdjęcie przyjaciołom, Anna B. napisała, że ten mały światek przypomina jej wiersz Jerzego Harasymowicza:

Podobno jesienią
kiedy duchy
wysypują się jak grzyby
c o ś c h o d z i ł o

Poszedłem sprawdzić
ot trochę łopianów
sympatyczne ćmy
nic więcej

Nazajutrz mówiono
c o ś c h o d z i ł o
w gabardynowym płaszczu

Kiedyś poszedłem tam
z siostrzyczką
zarwaliśmy bukiet paproci
na rumowisku

Nazajutrz mówiono
c o ś c h o d z i ł o
z c z y m ś m n i e j s z y m

 
blogi