Zizzi i Jaś mają już pięć lat, a Stefan półtora roku. Ławka szkolna to model 1926 (znany także rocznikom powojennym). Na podłodze wychodzący już z użycia kalkulator.
Najbardziej nie przemijające wydają się czapki.
Mimo, że były jakieś lekcje kaligrafii, bazgrałem. Dosłownie. Może to jakieś porażenie, a może dlatego, że stalówki rozczepiały się i zamulały włóknami celulozy, atrament w kałamarzu podchodził wodą i szczerze powiedziawszy pachniał sikami (szkolna legenda pierwszoklasistów głosiła, że to sprawka drugoroczniaków). Obsadka też była paskudna, bo obgryziona, ale to już moja robota.
Tablica nigdy nie dawała się dobrze wytrzeć. Jeszcze nie było gąbek i wiecznie mokra ścierka nieładnie pachniała. Kreda, która jakoś zawsze leżała pod nią, była wilgotna i nie chciała pisać. Właściwie to dobrze, bo całkiem sucha wydawała przy pisaniu zgrzyt, na którego wspomnienie jeszcze dziś dolna partia pleców marszczy mi się z trwogi.(...)
Tak, szkoła to było potworne skrępowanie indywidualności, nieustające obowiązki, wieczne pretensje i manipulacja. Kiedy jednak zapaliło się światełko wolnej wiedzy, kiedy można było buszować w szkolnej bibliotece, potem czytać i czytać, robić doświadczenia na lekcjach chemii i fizyki, uczestniczyć w cudownych lekcjach polskiego z Piotrem Wierzbickim, ścigać się i skakać w dal, to dało się, naprawdę dało się znieść cały ten koszmar.
Słowobraz, Cały ten koszmar, 2010
niedługo już - tacy maleńcy,W tym przedszkolu czytanie przez rodziców to tradycja. Jam nie rodzic wprawdzie, prędzej już przypominałem starych powstańców styczniowych, którzy - opowiadała mi Mama - występowali na akademiach szkolnych przed wojną.
na łupinie z orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom
Pan Maluśkiewicz był - tyci,
Tyciuśki jak ziarnko kawy,
A oprócz tego podróżnik,
A oprócz tego ciekawy.
Więc nie można się dziwić,- A dlacieeeego? - zapytał Jaś głośno.
Że ujrzeć chciał wieloryba,
- Bo wieloryb jest przeogromny,To jeszcze zabrzmiało logicznie, ale Jan mnożył wątpliwości i rwał bezlitosną rączką potoczystość ośmiozgłoskowca, delikatną przędzę sztuki.
Największy na świecie chyba.
Teraz, gdy kto go zapyta,
Czy widział już wieloryba,
Nosa do góry zadziera
I odpowiada: - "No chiiiba.."
Oto są baranki młode,Ad coenam Agni (V-VI w.)
oto ci, co zawołali alleluja!
Dopiero przyszli do zdrojów,
światłością się napełnili,
Alleluja, alleluja!
Już od rana na podwórzuwśród patyków i wśród liściprzycupnęli nad kałużąpracowici kałużyści.
Wygrzebują brud z kałuży,niech kałuża będzie czysta !Pełne ręce ma robotykażdy dobry kałużysta !
Rękawiczką i chusteczkądwóch błocistów chodnik czyści.Obrzucają się szyszkamibardzo dzielni szyszkowiści.
Danuta Wawiłow, Kałużyści (fragment)
Rdzawe guzy na słońcu wygrzewał liść chory,Złachmaniałych pajęczyn skrzyły się wisiory,I szedł tyłem na grzbiecie jakiś żuk kosmaty
B. Leśmian, (W malinowym chruśniaku)
Na trzepaku się siedziało, na trzepaku się gadało, na trzepaku się wisiało, na trzepaku się robilo fikołki, koło trzepaka się robiło "widoczki" i "sekrety" (zakopywane w ziemi obrazki przykryte kawałkiem szkiełka).
- Żegnaj, Spierzchły. Już cię nie zobaczę.- Żegnaj, Jureczku. Powinieneś poprawić wymyk.- Wiesz, daruję już sobie.
17 VI 66W latach pięćdziesiątych fryzjerami byli wyłącznie mężczyźni. Zapewne zdemobilizowani, bo fryzjer podczas wojny to postać kluczowa (i dziś krótki włos ma we wszystkich armiach zasadnicze znaczenie bojowe). Mówi się, że wojna hartuje i znieczula. To prawda - nasi powojenni fryzjerzy nie słuchali żadnych próśb ani życzeń: strzygli krótko i wysoko.
O Irence nie myślę. Zarżnęli na ulicy Grzybowskiej fryzjera - to jest wydarzenie.
Jasiczku, JasiczkuCo ci po koniczkuKup sobie komaraBędzie z tobą para
Po czym źeś mnie ty poznała,Żeś mię Jasinkiem nazwała?Poznałach ja cię po głosie,Żeś pasł koniczka na rosie.
Inszego nie nocuję.Jeno ciebie, Jasiczku,Na twoim siwym koniczku.
Jak Jaś konie poił,Kasia wodę brała,Jaś sobie zaśpiewał,Kasia zapłakała.
Stół.
Wokół stołu
Toczyła się straszna
Gonitwa Ojca ze Śmiercią i Diabłem;
Za nimi Herod,
Przed Herodem Dziadek,
A wszyscy w gniewie, popłochu i śmiechu.
Na twych kolanach - jak na szklanym, wzgórzu -
Okrutnie Mały uczyłem się lęku.
"Śniła się zima..." Zbiegłem z twoich kolan,
By cały w płaczu dopaść wprost do Diabła,
Zatopić płacz swój w przepoconych kudłach.
Uniósł mnie w łapach piekarskich. - nad rogi -
Ja, podniesiony, ujrzałem świat inny,
I Was inaczej - i lęk swój inaczej.
S. Grochowiak, Sen II, fragmentUmiem, zawsze umiałem straszyć dzieci. Córka przyjaciół, dwudziestotrzyletnia Zuzia, która teraz studiuje gdzieś w Paryżu, do dziś prosi o tę piosenkę o misiu, którą jej śpiewałem przed dwudziestu laty. Pamiętacie śpiewankę kończąca odcinki "Misia Uszatka"? Poczciwota Uszatek w pasiastej piżamie kładzie się do łózka, a użyczający mu głosu Mieczysław Czechowicz pomrukuje ciepło i naiwnie:
Pora na dobranoc,Moja interpretacja uwzględniała subtelny element makabry, bo kiedy dochodziłem do ostatnich słów, to "misie" jeszcze brzmiały słodko, ale po zawieszeniu głosu zamiast "lubią" było okropne "JEDZĄ DZIECI!", a potem podniesionie ręce z rozczapierzonymi palcami i z głębi krtani charczące Aaaaa!!!!
Bo już księżyc świeci
Dzieci - lubią misie
Misie - lubią dzieci
ROZMOWA NAD KASZKĄ
- Czy lubisz mnie mamo troszeczkę?
A jeżeli "tak" - to jak?
- Lubię cię jak koteczkę białą,
którą w ramionach pieszczę.
- To mało.
- Powiedz jak jeszcze?
- Lubię cię jak gałązkę zieloną,
która wystrzela w niebo listkami.
- Listki opadną.
Takie lubienie to na nic.
- Lubię cię jak biedronkę,
kiedy ta tuż przed lotem
lekkim skrzydełkiem rusza.
- Nie chcę! Biedronka jest mała,
a ja jestem duża!
- Lubię cię jak chmurkę
różowiejącą w blasku promieni.
- Chmurka jest beksa,
w deszczową łzę się zmieni.
- Lubię cię...
Nie, nie lubię, lecz kocham.
- Kochasz? Jak co? Mów szybko.
O spójrz, już kaszkę łykam.
- Kocham cię jak świat cały,Potęga poezji: gdy skończyłem czytać, czteroletnia Alisia przytuliła mocno i ucałowała dwuletniego Jasia, ale to jeszcze nic, bo okrutnemu niedźwiedziowi pociekła łza po kosmatym pysku.
ty mój dzióbku od starego czajnika.