Te dwie panie reklamują na etykiecie wysokoprocentowy napój alkoholowy (Old Crow Whisky) i są artystkami burleskowymi.
Amerykańska burleska drugiej połowy XIX wieku i pierwszej XX to naprawdę nie nieszpory. Spójrzcie (powiększ) na te kostiumy skąpe, na te różki na głowach. Nie pozostawiają najmniejszych wątpliwości, że chodzi o grzech! grzech!, grzech!, a tylko niekiedy o występek.
O czym tak rozprawiają te małe diabliczki (zapewne siostry)? Jedna najwyraźniej wdepnęła właśnie w smołę i czyści sobie kopytko, druga siedząc nieskromnie i a tergo na krześle patrzy na pierwszą i widać jej niewinny profil. Za żadne skarby nie można dać się zwieść tej niewinności.
Jakbym je słyszał, zmysłowo chichoczące, nie cofające się przed żadnym tematem, bez skrępowania używające nieczystych aluzji, a nawet kto wie, czy nie bez ogródek nazywające rzeczy po ich ohydnym imieniu.
Kiedy spoglądam na moje życie, wydaje mi się, że poświęciłem je - to naturalne - dążeniu do dobra. Przeważnie się nie udawało, ale w tę stronę szedłem. Dziś oceniam to jako błąd.
Powinienem był się zająć studiami nad złem. Uważam, że natura obdarzyła mnie odwagą, skłonnością do refleksji, w miarę wnikliwym umysłem oraz fizycznym zdrowiem. To są oczywiste predyspozycje do pracy w dziedzinie nauk stosowanych, przede wszystkim do obserwacji uczestniczącej oraz niebezpiecznych niejednokrotnie eksperymentów badawczych.
Znacznie więcej miałoby ze mnie spoleczeństwo. Ileż to fascynujących okoliczności mógłbym tu opisać, iluż mężczyzn oraz kobiet przestrzec przed niesłusznym wyborem?
A tak, tylko wierszyki, kwiatki, kotki, ptaszki, a dla urozmaicenia czerwcowa melancholia. Ech...
Burlesque (2010) reż.Steve Antin, wyst. Christina Aguilera.