środa, 1 czerwca 2011

Arka

Nareszcie skończyłem i wysłałem do drukarni. Odbiorę rano. Zaczyna się, że wspólnie planujemy numer, a potem Kowarski z Mirkiem szlifują teksty, i przesyłają do mnie. Ja konstruuję makietę: przycinam, przestawiam, wstawiam ilustracje (zbiera je tez Kowarski), przekazuję do studia i po paru godzinach mam. Potem szybka korekta i do druku.

Kowarski to de facto naczelny, a ja jestem czynnikiem wykonawczym, wydawcą i głównym sponsorem; ogniwem nieodzownym, ale, co tu kryć, najsłabszym, bo mam swoje wycofania, okresy wzmożonych obowiązków prawdziwie zawodowych, psychiczne doły mariańskie lub odloty emocjonalne w krainę gdzie świta jutrzenka młodości.

Najlepszym przykładem mojej niesolidności jest ten numer, co miał się ukazać na czterdziestolecie Marca 68, a trzy lata minęły jak psu w dupę strzelił. Najgorsze, że pomarli koledzy. Jak się im wytłumaczę?

Ta wydawana co parę lat ośmiostronicowa zaledwie płachta jest arką przymierza między tamtymi a nowymi laty. Bo takie były sny tych paru młodych ludzi, z których każdy uznał, że ciekawsza od śpiewania piosenek z radia Luksemburg i palenia papierosów w szkolnym kiblu jest droga słowa. To była grupa Stajnia, napiszę o niej kiedyś.

Mogliśmy tylko marzyć o druku. Niektórym z nas to się sporadycznie zdarzało, dwóch czy trzech wydało nawet tomiki, ale zawsze byliśmy skazani na redaktorską łaskę.

A teraz już wolno, już możesz sam wydrukować, co tylko chcesz. To prawda, nikt tego nie kupi, ale przecież nigdzie wiersz czy opowiadanie nie wygląda tak dostojnie, tak ładnie nie pachnie, jak na papierze.

Najważniejsze jednak, że Rękopis jest dowodem wspólnoty, wykresem podobnych doświadczeń i wzruszeń.

Kowarski napisał uczenie w założeniach ideowych pisma:
„Rękopis” orientuje się na takie wartości jak nieoficjalność, prywatność i autentyczność. Wszelkie ideologie i polityczną promocję staramy się usunąć poza nawias. Kwestionujemy też obowiązkową nowoczesność. Chętnie spoglądamy wstecz, bo przekonani jesteśmy, że zawsze można wrócić po własnych śladach i odnaleźć zagubioną drogę. Dlatego w kolejnych numerach łatwo znaleźć stare rysunki i fotografie, fragmenty dawnych listów i dzienników, czy strzępy dokumentów z domowych archiwów. Przywołujemy tym życzliwe duchy przodków.
Obrona obszarów wykluczonych i przegranych losów, minimalizm formalny czy zgrzebność wydania papierowego pisma zbliżają nas niekiedy do „sztuki biednej”. W tej powściągliwości nie jesteśmy jednak konsekwentni. W kulcie zwykłego życia pociągają nas także jego symboliczne sensy, legendy młodości, magiczność miejsc zapamiętanych, kreacja i teatralizacja, a przede wszystkim wszechobecna poezja.
Czytam, co napisał przed laty mój przyjaciel i choć to nie moje słowa, jak Flaubert mówię “Pani Bovary to ja”.

Jeszcze ciepły numer, a także niektóre minione rozdawać będziemy 4 czerwca na Saskiej Kępie o 18. (gdzie? - odpiszę na mail zgłoszeniowy wysłany tutaj). Gdyby jednak ktoś był daleko i nie mógł przybyć, chętnie wyślę egzemplarz pocztą, także za granicę - proszę tylko o adres.

Ponadto 4 czerwca będą:
-  fotogramy ze Słowobrazu
- rzeczony Kowarski (warto go zobaczyć, bo dziś mało kto jest tak zacny i tak stary),
- Włodzimierz Fruczek - najchudszy artysta świata, ojciec polskich muralistów
- pachnący miodem spadziowym pies płci żeńskiej Buba
- aż 5 butelek białego wina!
Zapraszam.

Archiwalne numery "Rękopisu"

numer 2
numer 3 
numer 5
numer 6



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

 
blogi