wtorek, 12 kwietnia 2011

Być jak Edgar

Choć Robal wyrządzi dużo zła i w okrutny sposób zgładzi wiele osób (ale tylko te, które mu stają na drodze), pierwszy jego uczynek na Ziemi wydaje się słuszny. Jego statek kosmiczny ląduje na samochodzie farmera Edgara.

To podły człowiek, który okrutnie traktuje (prawdopodobnie bije) swoją żonę Beatrice. Słyszymy go, gdy wrzeszczy, że ciężko pracuje cały dzień i jedyną rzeczą, której pragnie to powrót do czystego domu, gdzie na stole czeka dobry tłusty stek. Ten wygląda jak trucizna. Niech go nie zabiera, bo on go je, ale to trucizna.
Kulisz się tam, jak pies, którego zbito za mocno lub za słabo. Jesteś do niczego Beatrice. Już tylko mogę polegać na moim aucie.
Tego już było dosyć Opatrzności i spodek trafia właśnie w ten szykowny pickup. Edgar bierze strzelbę, posyła ostatnie miłe słowa do zahukanej Beatrice, żeby zabierała swój gruby tyłek, podchodzi do rowu, gdzie następuje krótka wymiana zdań z obcym, zakończona wyssaniem zawartości Edgara i wejściem Robala w jego skórę.

Są aktorzy, którzy mają magnetyczny dar przyciągania całej uwagi. Gdy są na scenie lub w kadrze, nie zauważa się innych. Tak było ze Zbyszkiem Cybulskim lub Włodzimierzem Wysockim. Podobnie jest w “Facetach w czerni” z Vincentem D'Onofrio. Jego siła nie polega jednak na wewnętrznej koncentracji, lecz na wspaniałym luzie. Dosłownym, bo owad źle się czuje w ciasnym ciele farmera i wyprawia ono wygibasy, nieskoordynowane, zabawne trochę dziecięce gesty. Najcudowniejszy jest chód Edgara: balans na sztywnych nogach.

Skąd ta moja fascynacja Edgarem? Po pierwsze “Facetów w czerni” oglądałbym prawie tak często jak kobiety oglądają “Notting Hill” lub “To właśnie miłość”, a po drugie w środowisku nacechowanym odpowiednią chemią całkiem swobodnie wyglądam, mówię i chodzę Edgarem.

Zapraszam do obejrzenia zgrabnego miksu scen z “Facetów w czerni” z towarzyszeniem mrocznej ballady Nicka Cave i The Bad Sedes: Red Right Hand.

“Faceci w czerni” reż. Barry Sonnefeld, USA, 1997.

2 komentarze:

 
blogi