piątek, 19 sierpnia 2011

Powódź

Idą burze i deszcze nawalne. Pasuje mi tu ten obraz (1870)  Johna Everetta Millaisa zatytułowany “Powodź”. Właściwie to grawerunek - tak do początków wieku XX robiono reprodukcje kolorowych obrazów.

Upływ czasu służy kiczowi. Stare, niezależnie od  wartości artystycznych, pięknieje. A to jest kicz oczywisty, bo przesładza postaci i odwołuje się do niezaprzeczalnych odruchów serca.

Oto sytuacja teoretycznie możliwa: dziecko i kot w kołysce unoszącej się na wodach powodzi. Już jest po deszczu, maleństwo nieświadome niebezpieczeństwa jest zadziwione ptakiem na gałęzi lub kropelkami deszczu. Gdyby dziś takie zdarzenie prawdziwe uchwycił fotograf, zdjęcie zrobiłoby światową karierę. Dzieło wydumane nie przekonuje, choć bardziej ckliwych (zwłaszcza opatrzonych w youtubowych składankach) może wzruszać. I jeszcze ten kontekst biblijny (Mojżesz)...

Czuje się, że obraz nie wynikał z głębokiego przeżycia artystycznego (podobno żona malarza skłoniła go do zarzucenia poszukiwań twórczych i ostro pędziła do pracy; mieli ośmioro dzieci).

Czas wszakże uszlachetnia i ten XIX wieczny kicz wisi w Manchester Art Gallery.
------------------------------------------------
Idą burze i deszcze nawalne. W taką porę powtarzam wspaniały wiersz Tomka Wacha. Cytowałem już go kiedyś, ale dobrej poezji nigdy za wiele. Warto go przeczytać, zwłaszcza, że cukru tam ani ziarenka i jest szczery do bólu (dziś wiadomo, że pisał  go człowiek umierający).

Tomek nie wydal za życia żadnego tomiku i ten wiersz nie znajdzie się pewno w żadnej antologii. Ocalmy go jeszcze raz:
Na rok 2009
Niezrozumiałe
choć przewidywalne
są wiatry porywiste i deszcze nawalne
świat rzeczy
bez ludzkiego sensu
i wiadomych znaczeń
narodziny i śmierć pojęte inaczej
naturalna i stała martwota kamienia
o której powiadamy
że to jest z milczenia
w niepotrzebnym wysiłku
wielkiej gorliwości
tworzenia wizerunku
z bezkresnej nicości.
Tomasz Wach 

3 komentarze:

  1. Może Słowobraz jest ostatnim miejscem, gdzie Tomek i Michał spotykają się nadal.

    Chociaż nasz wspólny, dobry znajomy, goszczący często na tym blogu przekonywał mnie i Jerzego - zupełnie poważnie - że Michał i Tomek spotykają się teraz w zaświatach, gadają ile wlezie i czekają na nas.

    Kiedyś Tomek i Michał spotykali się także w przestrzeni rzeczywistej. Ostatnio w Literce z okazji wydawanych nieregularnie "Rękopisów" a dawniej w grupie poetyckiej.

    23 listopada 1972 r. Michał Łukaszewicz tak zakończył wprowadzenie do wieczoru poezji Tomka:

    "Mógłbym zaproponować próbę, może trochę dowolnej, interpretacji tej poezji. Oto między naturą a człowiekiem nie ma zgodności, ponieważ jego określa moralność, a ona jest poza moralnością.

    Kiedy jednostka przestaje kierować się moralnością, upodabnia się do natury. Człowiek może zgodzić się na pozamoralny sens natury, ale tylko za ceną bierności, negacji, która jest właściwie pewną formą abnegacji.

    Przewrotność tej abnegacji, polega na tym, że przedkłada się ponad problemy nierozwiązywalne, sprawy doraźne, względem których wypełnia się wszystkie powinności z ironiczną wręcz dokładnością.

    Taka postawa uzasadnia sceptycyzm, przekonanie o beznadziejności egzystencji i obojętnym rezultacie wszystkich prób - rezultacie który ostatecznie nie jest ani fiaskiem ani spełnieniem.

    Jeśli zasada konstrukcyjna jest terminem określającym istotę dzieła, to spróbujmy odkryć ją w tej poezji. Wydaje mi się, że tutaj jest nią albo ekwiwalent poetyckiego tekstu, albo pytania odnoszące nas do sfery, o której się milczy.

    Byłaby to więc poezja milczenia, wykorzystująca znaczenie milczenia. Stąd naturalnym poniekąd staje się fakt, że Tomasz Wach zamilkł."

    --------
    janusz kostynowicz

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze mówiłem, że w początkach lat 70. Michał był w najlepszej formie intelektualnej.

    "Przewrotność tej abnegacji, polega na tym, że przedkłada się ponad problemy nierozwiązywalne, sprawy doraźne, względem których wypełnia się wszystkie powinności z ironiczną wręcz dokładnością. (...) Byłaby to więc poezja milczenia, wykorzystująca znaczenie milczenia. Stąd naturalnym poniekąd staje się fakt, że Tomasz Wach zamilkł. ."

    To świetna i błyskotliwa diagnoza uprawiania poezji i jej porzucenia przez Wacha, choć może dla Czytelników "Slowobrazu", nie znających innych utworów Tomka, sprawa nie wydaje się jasna.

    Blogger (blogi Google), w którym powadzony jest Słowobraz umożliwił właśnie publikowanie statycznych informacji na niezależnych stronach i umieszczanie w blogu linków do takich stron.

    Tych stron jest aż 10. Myślę, że jedną z nich poświęcę twórczości zmarłych przyjaciół - poetów.

    Kowarski np. od dawna męczy mnie o Galerię Słowobrazu.

    Jestem otwarty na inne propozycje Czytelników.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tomasz Wach był ostatnim egzystencjalistą (dowodem ten wiersz z 2009 roku, przeżycia "liścia na wietrze", klasycznej metafory egzystencjalizmu) w naszych rozdokazywanych czasach. Dźwigał wieczne staranie o punktualność pociągów i poprawność międzyludzkich relacji. Mało było w nim radości życia, którą musimy się chwalić - bo czyż nie jest nakazem, że musi być przyjemnie (jk może przypomni jego wiersz o dowożących węgiel). Zupełnie poważnie mówię znajomym w odpowiedzi na ich deklarowany ateizm: "nie wierzysz, a więc nie chcesz się ze mną spotkać w tym lepszym świecie". Poeci wierzą, choćby mówili zupełnie co innego...

    OdpowiedzUsuń

 
blogi