czwartek, 4 sierpnia 2011

Ta łza

W sierpniu chłopaki ze "Stajni" powyjeżdżali gdzieś w kibini mater, a ja zalegałem w mieście u Matki, czytając "Panny z Wilka".
Od Wiktora, głównego bohatera, byłem młodszy o kilkanaście lat, więc nie musiałbym wczuwać się w smutek wspomnień.
Z niezrozumiałych jednak powodów, bo przecież nie byliśmy odpowiedzialni, każdy z nas ścigał się wtedy do odległej smugi cienia, która mogła wyłonić się dopiero po czterdziestce, gdy człek podjął wreszcie jakieś zobowiązania.
Dlatego chociaż słońce stało wysoko, a młodość dopiero nabierała soków, ten przedwczesny smutek nie był nam obcy.
Ołówkiem podkreśliłem zdanie "Lato się we mnie przełamało", chciałem nawet zacytować w liście do Michała, ale zrezygnowałem, bo nie do końca wiedziałem, co autor chciał powiedzieć. Nie miał mi kto wytłumaczyć, a nie było wtedy Internetu.
I do dzisiaj bardziej przeczuwam to zdanie, niż pojmuję.
Tak pisał Kowarski w komentarzu do postu Nieustające uwielbienie. Rzeczywiście, sens zdania się przeczuwa, ale dosłowny zrozumie się tylko takiego dnia jak dzisiejszy, kiedy po chłodnej nocy zaświeci mocniej ukośne słońce i nagle przychodzi tęsknota za tym, co chociaż trwa jeszcze, to wiesz, że odchodzi. Na przykład za latem.

Adam Asnyk jest poetą niedzisiejszym. Podkpiwałem sobie z niego kiedyś, ale przecież napisał kilka wzruszajacych wierszy. Pan Bouszek opowiadał,  jak jego ojciec, znany filolog, śmiał się, że słynny wiersz Gdybym był młodszy... poeta pisał w wieku 30 lat:
Gdybym był młodszy, dziewczyno,
Gdybym był młodszy!
Piłbym, ach, wtenczas nie wino,
Lecz spojrzeń twoich najsłodszy
Nektar, dziewczyno! (...)
Dla mnie najbliższa zawsze była Łza. Wynika to może z modelu miłości, jaki ułożył się kiedyś w młodej głowie. Kto wie, czy nie pod wpływem Dostojewskiego, a dokładnie myszkinowskiego “kochania żałością”.

Pomyślałem o niej właśnie dzisiaj, kiedy zobaczyłem tę kroplę rosy na płatku warszawianki (powiększ, widać w niej mój ogród). Pomyślałem: muszę właśnie teraz, póki nie obeschła, powiedzieć o łzie  i zacytować ten wiersz.
Lato się we mnie przełamało.
Ta łza 
Ta łza, co z oczu twoich spływa,
Jak ogień pali moją duszę,
I wciąż mnie dręczy myśl straszliwa,
Że cię w nieszczęściu rzucić muszę.
Że cię zostawić tak znękaną
I nic z win przeszłych nie odrobię -
Ta myśl jest wieczną serca raną
I ścigać będzie jeszcze w grobie.
Myślałem, że nim rzucę ziemię,
Twych nieszczęść szala się przeważy,
Że z ramion ciężkie spadnie brzemię
I ujrzę radość na twej twarzy.
Lecz gdy los na to nie dozwoli,
Po cierniach w górę wciąż się wspinaj,
A choć winienem twej niedoli,
Miłości mojej nie przeklinaj!

11 komentarzy:

  1. Lato się we mnie przełamało...

    Chyba wcześniej nie zwróciłam na ten zwrot uwagi.
    Trzeba poleżakować, podojrzewać, nabrać głębszego smaku - a wtedy już sierpień z tendencją do września...

    Dzięki.

    http://www.youtube.com/watch?v=TPthq2QA5Ws

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzydzieści lat pozwala na łzę pożegnania, zapomnienie (kto wie, może jeszcze się spotkamy, przeprosimy, wybaczymy...). Dwa razy tyle w tobołku na karku, każe już tylko powiedzieć:Co za zysk z zapomnienia, jeśli tuż po nim - śmierć?
    *** (SZKODA, ŻE CIĘ TU NIE MA) - sł. Josif Brodski

    Szkoda, że cię tu nie ma,
    szkoda, kochanie.
    Siedziałabyś na sofie,
    ja - na dywanie,
    chustka byłaby twoja,
    moja - kapiąca łza,
    albo może na odwrót:
    płacz ty - pociecha - ja.
    Szkoda, że cię tu nie ma,
    szkoda, kochanie.
    Prowadząc wóz, dłoń kładłbym
    na twym kolanie,
    udając, że je mylę
    z dźwignią, gdy zmieniam bieg.
    Wabiłby nas nieznany
    lub właśnie znany brzeg.
    Szkoda, że cię tu nie ma,
    szkoda, kochanie.
    Srebrny księżyc na czarnym
    nieba ekranie
    na przekór astronomom
    oddawałbym co noc
    na żeton na automat,
    by usłyszeć twój głos.
    Szkoda, że cię tu nie ma,
    na tej półkuli -
    myślę, siedząc na ganku w letniej koszuli
    i z puszką "Heinekena".
    Zmierzch. Krzyk mew. Liści szmer.
    Co za zysk z zapomnienia,
    jeśli tuż po nim - śmierć?

    Wciąż zakochany Bouszek (dawniej Szekspir)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lato się przełamało? A kolorowy sierpień? A choćby i jesień? Nie ma złych miesięcy dla dziewczyny z kalendarza. Oczywiście prawdziwie zakochanej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Asnyk na zawsze dla mnie przypisany został do bardzo długo wiszącego w Rejtanie czterowiersza:
    Trzeba z żywymi naprzód iść
    Po życie sięgać nowe,
    A nie w uwiędłych laurów liść
    Z uporem stroić głowę.

    Jacyś uczniowie dostali za wypisanie (raczej wyklejenie, jak pamiętam) piątki zapewniające im promocję do następnej klasy, a my musieliśmy czytać te umysłowe wygibasy (na miarę haseł pierwszomajowych). Pozytywizm był bardzo złym czasem dla poezji miłosnej - Konopnicka większość swojej lirycznej twórczości musiała pisać w szekspirowskim przebraniu za mężczyznę. A była niezwykle utalentowana i kochliwa - aż żal pomyśleć, że nie żyła w czasach Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej:

    Preludium
    Nie kocham jeszcze, a już mi jest drogi,
    Nie kocham jeszcze, a już drżę i płonę
    I duszę pełną o niego mam trwogi
    I myśli moje już tam, w jego progi
    Lecą stęsknione...
    I ponad dachem jego się trzepocą
    Miesięczną nocą...

    Nie kocham jeszcze, a ranki już moje
    O snach mych dziwnie wstają zadumane,
    Już chodzą za mną jakieś niepokoje,
    Już czegoś pragnę i czegoś się boję
    W noce niespane...
    I już na ustach noszę ślad płomienia
    Jego imienia.

    Nie kocham jeszcze, a już mi się zdaje,
    Że nam gdzieś lecieć, rozpłynąć się trzeba,
    W jakieś czarowne dziedziny i kraje...
    Już mi się marzą słowicze wyraje
    Do tego nieba,
    Które gdzieś czeka, aż nas ukołysze
    W błękitną ciszę.

    - I już na ustach noszę ślad płomienia jego imienia.- tak może napisać tylko kobieta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi
    Wcześniej niż oczekiwałem przyszły te cieplejsze dni
    Zdjąłem z niej zmoknięte palto, posadziłem vis a vis
    Zapachniało, zajaśniało, wiosna, ach to ty
    Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty

    Dni mijały coraz dłuższe, coraz cieplej było u mnie
    Coraz lżejsze miała suknie, lekko płynął wiosny strumień
    Wreszcie nocy raz czerwcowej zobaczyłem ją jak śpi
    Bez niczego, zrozumiałem lato, echże ty
    Lato, lato, lato, echże ty

    Od gorąca twych płomieni zapłonęły liście drzew
    Od zieleni do czerwieni krążył lata senny lew
    Mała chmurka nad jej czołem, mała łezka, słony smak
    Pociemniało, poszarzało - jesień, jak to tak?
    Jesień, jesień, jak to tak?

    Jesień, jesień, jesień, jak to tak?

    Białe wiatry już zawiały, wiosny, lata wszystkie znaki
    Po niej tylko pozostały przymarznięte dwa leżaki
    Stoję w oknie, wypatruję, nagle dzwonek u mych drzwi
    Zima, zima wchodźże szybciej, ogrzej się na parę chwil

    Marek Grechuta

    http://www.youtube.com/watch?v=q80BAs4QjQQ

    OdpowiedzUsuń
  6. Tajemniczy czytelnik napisał: "- I już na ustach noszę ślad płomienia jego imienia.- tak może napisać tylko kobieta." Być może. Ale strofa mocno mnie porusza... Droga mi osoba nosi imię, jak płomień. Mniej płomienne są jej uczucia. Po co jej więc moje wyznanie:

    Kazimierz Wierzyński
    "Ręce"

    Nobody, not even the rain, has such small hands,
    To nie ja pisałem, to Cummings. A więc:

    Ręce drobniejsze niż deszcz,
    Ręce majowe i czułe,
    Ręce z baletu konwalii
    I lotu jaskółek.

    Ręce które podnoszą storę,
    Ręce które przynoszą listy,
    Ręce od rana, ręce wieczorem
    Zrozumiałe i oczywiste.

    Ręce które podają wodę,
    Ręce kieliszki wina,
    Ręce ktore wiodę
    I których się trzymam.

    Ręce w kieszeni i przy mnie.
    Ręce imię.

    Ale najtkliwsze - te najdrobniejsze,
    Które mi odkrył cudzy wiersz
    I których nie ma nikt
    Nawet deszcz.

    ---
    MissGaja

    OdpowiedzUsuń
  7. MissGaja - to On w kostiumie z czasów Szekspira? Niespodzianka, trochę spodziewana, bo ostatnio w świecie anglojęzycznym pisze się często She-God, więc czemu nie Pan-Ziemia? Przecież Najwyższe Istoty - z samej rzeczy istoty - nie mają płci, i takie genderowe podkreślenie tego faktu wszystkim wychodzi na zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
  8. MissGaja – Ona czy On? Jedno- niejednoznaczny odbiór tekstu? Przyznam, nie zajmowało mnie to dotychczas, ale gdy patrzę na ostatnią notkę, nic nie wskazuje na jej "gender”. Chyba, że... sam wiersz. Któż i do kogo mógłby szeptać: masz drobne ręce, drobniejsze niż deszcz? Na pewno? Spójrzmy na to inaczej: a gdyby to Ona chciała w sierpniowej kropli zmieścić kosmos czułości? Używając języka zrozumiałego dla Niego?
    La Luna, El Sol... MrGaj? Tożsamość. Hm...

    P.S. U Szekspira znajdziemy cały nieboskłon z heliocentrycznymi wątkami... Połowa sonetów dla Niej, połowa dla Niego ;))

    - - -
    MissGaja

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy Olbrychski mówił w tej scenie „Lato się we mnie przełamało”, to wiedział dobrze dokąd i po co chce wracać z Wilka. Czy dzisiaj mielibyście tę pewność?

    Ja tam nie jestem żadnym znawcą sztuki. Jeśli nawet wchodzę na jakieś wystawy, to na krótko. Zazwyczaj ze snobizmu albo z nudów.

    Ale tąpnęło mnie rano, gdy przeczytałem, że w sobotę zmarł w szpitalu pod Rzymem polski malarz Roman Opałka. Pod koniec sierpnia podobno planował nawet przyjęcie z okazji swoich 80 urodzin.

    Widywałem jego czarno białe obrazy w warszawskich galeriach jeszcze na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

    Po maturze, dwa lata grzałem przecież ławę zanim przyjęli mnie na studia. To wtedy naczytałem się egzystencjalistów, więc wcześnie wiedziałem, że życie nie ma sensu. Dlatego pomysł, żeby do śmierci malować w gruncie rzeczy jeden obraz za pomocą ciągów cyfr nawet mnie kręcił.

    Wtedy jeszcze na jego sporych, jednakowej wielkości obrazach, bez trudu odróżniałem liczby od szarego tła.

    Po latach ten kontrast zmniejszył się. Podchodząc ostrożnie do obrazu, wyjmowałem już okulary ze swojej czarnej torby, żeby lepiej widzieć ciągi cyfr.

    Dowiedziałem się z „Wyborczej”, że dla niego były to "detale" albo „obrazy liczone”, a cały cykl miał tytuł „Opałka 1965/ od 1 do nieskończoności".

    Nie raziło mnie, kiedy na wystawach zaczęły pojawiać się identycznie upozowane, fotograficzne autoportrety Romana Opałki. Pogłębiające się bruzdy zmarszczek i siwiejące włosy dodatkowo dokumentowały upływ czasu.

    Aż wreszcie na jakiejś wystawie dosłyszałem głos z magnetofonu - beznamiętnie odczytywane przez autora kolejne liczby. I to już mnie przydołowało.

    Podobno w ostatnich pracach blade cyfry były ledwo widoczne na coraz bielszym tle. Ciągle jednak moglibyście je rozpoznać.

    Umierał zatem w bieli nedoskonałej.
    Czy zdążył pomyśleć - Biel się we mnie przełamała.

    OdpowiedzUsuń
  10. PS. Na tej wystawie w Zachęcie, którą oblecieliśmy razem z Jerzym przed kawą,
    też zdaje się był Opałka wśród innych.

    Janusz Kostynowicz

    OdpowiedzUsuń
  11. Kobieta Sierpniowa

    Jak śliwa pod owocami przygięta, znagła przyciężka Sierpniowa Kobieta
    suknie podnosi, spogląda na brzuch spęczniały,
    obraca w palcach różaniec i w modlitewnym crescendo zaklina ciało.
    Szuka nadziei na odwrót od nieodwracalnego.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi