poniedziałek, 24 czerwca 2013

Dworzec czołowy - storyboard

Dworzec - niby komunikacyjny węzeł, a w istocie pogranicze świata zewnętrznego i emocji - rzeczywisty węzeł, ale fizyczno-metafizyczny. Z siecią żelaznych dróg krzyżują się tajemne drogi, na których mijają się rezygnacja z nadzieją i tęsknota z ucieczką. Także modlitwa płynie i niezmiennie w jedną stronę (pod względem liczby wykonywanych znaków krzyża dworce statystycznie mają przewagę nad kościołami).

W większości są przelotowe. Pociąg przyjedzie, chwilę odsapnie i zaraz rusza. Takie dworce robią straszny przeciąg emocjonalny. Co innego dworce czołowe, te są stabilne jak port morski. Lokomotywa dostojnie zbliża się do nabrzeża i - choćby to był dworzec w górach - cumuje.

Warszawa Główna Osobowa. Pierwszy port mojego dzieciństwa. Zbudowana naprędce i tymczasowa, towarzyszyła mi od pierwszych lat, aż po niespokojny wiek młodzieńczy. To stąd dwulatek wyjeżdżałem z rodzicami nad morze lub w Karkonosze, a dwadzieścia parę lat później też w tamtą stronę, ale już w romantycznych misjach.

To zdjęcie (koniecznie w nie kliknij) zobaczyłem w książce “Powojenna Ochota” zaprzyjaźnionego wydawnictwa Veda. Przedstawia Warszawę Główną na początku jej istnienia. Jest rok 1946 - od zakończenia wojny minął ponad rok, ale raczej nie czuje się jej. No może tylko więcej wojskowych. Oto w furażerce i z walizką w brezentowym pokrowcu polski oficer. Przed nim w oficerkach i bryczesach skrywający chudą twarz leutnant armii radzieckiej. W rogatywce, odwrócony tyłem jeszcze jeden polski żołnierz i dla równowagi kolejny w niepolskim mundurze. Ten stoi na schodach paląc papierosa i obserwuje tłum podróżnych. Obok baczny cywil z jasnym prochowcem przerzuconym przez lewe ramię. Nie ma co się dziwić - za tydzień ważne referendum.

Dziwne, że nikt nie zwraca uwagi na postać, która jedyna pochodzi z innej epoki. Młoda kobieta w kwiecistej chuście i w białej zapasce. W ręku trzyma szkatułkę z papierosami na sztuki. Niech zazdroszczą szpicle, bo Cyganka wie wszystko. Na przykład, że elegancka dama w białym kapeluszu i w kostiumie z wywatowanymi ramionami to żona rządowego dygnitarza, który za rok znajdzie się w więzieniu, że - pierwsza z lewej - czarno ubrana niewiasta, przed dwoma laty straciła w tym mieście wszystkich bliskich, że obok rozkładu jazdy dwaj wojenni wykolejeńcy w kaszkietach też nie mają po co żyć, że facet w kapeluszu to spekulant, a ten z odkrytą głową patrzący w obiektyw jest szabrownikem. Na schodach ktoś z gitarą ...

Nie, to nie musi prawda. Tyle tu torów i ludzi, że splątały się tajemne drogi bolesnych wspomnień.

4 komentarze:

  1. A to Warszawa właśnie...

    Tam stoi moja ciotka i wujek Autora.

    Tam za kilka lat wsadzali mnie do pociągu w pierwszą samodzielną podróż, kiedy miałam 5 lat, i "dla zdrowotności" do Iwnonicza wysyłali.
    Meandry ludzkiej pamięci są niepojęte. Pamiętam wszystko, co wokół się działo. Jaki płaszczyk na mnie wdziano i jak lokomotywa parą udowadniała swoją siłę. Serce mi pękało z żalu..

    Na tej fotografii jest pewnie kilka osób, które miały pęknięte z żalu (może strachu też) serca.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na taki opis Głównego warto było czekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Do Łukasza

    To dobrze wiedzieć że rezygnujemy
    wrzeszczący pociag odjedzie już wkrótce
    zbyt wielu chce nim jechać, zbyt wielu,
    zbyt wielu
    dlatego spi spokojnie bilet do ostatniej stacji.
    Teraz śmiesznym wydaje się złość i oburzenie
    a także trwoga że bez nas biesiady
    spotkania sympozjony sesje i obrady.
    Jak dobrze wiedzieć że rezygnujemy
    i nikomu miejsca odtąd nie zajmiemy
    sami też wolni - bo nikt nie zazdrości
    gdy spokojnym krokiem peron opuszczamy.
    Na ulicach kałuże schną bo latem deszcze
    o tej porze wieczornej nie są zbyt obfite
    chłód i ciepło zmieszane w nierozdzielną parę
    dotrwają do świtu.
    Znów bezimienni i cisi jesteśmy
    powolnym krokiem, krokiem niespełnienia
    ciszę ulic sławimy i niebo nad nami
    Do widzenia szyny, do widzenia...

    Michał Łukaszewicz, z tomu "Ołowiany dach"

    Wrzeszczący pociąg nie odjedzie,spoko.
    Niepotrzebnie rezygnujecie Chłopcy.
    Wasz przyjaciel zatrzymał cały dworzec.

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń

  4. "Na zaniedbanym podwórku widać było kilka kur, studnię i przewrócone wiadro, ludzie tutaj żyjący nie mogli żyć z uprawy roli, może był to dom jakiegoś wiejskiego nauczyciela albo kolejarza pracującego na małej, nieważnej stacji. Najpewniej kolejarza. Na płocie suszył się dzbanek, za oknami domu mignęło jasno oświetlone wnętrze, stół, staroświecki kredens, wiszący na ścianie zegar. Tysiące pociągów, które przejeżdżały tędy przez wiele dziesiątków lat, oglądało zawsze to samo wnętrze. Rozlegający się co pewien czas za oknem stukot kół niczego tu nie zmieniał, nic nie znaczył. Prędzej już krople deszczu, stukające o blaszany parapet, mogły być jakąś nowiną, albo skrzypienie furtki, która obracała się na zardzewiałych zawiasach, gdy nieco wyżej przesuwał się po kolejowym nasypie jadący z daleka pociąg."

    Michał Łukaszewicz, opowiadanie "Dom z zapalonymi światłami"

    Zatrzymany dworzec.
    Zatrzymany widok z okna pociągu.
    Czekamy!

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń

 
blogi