czwartek, 5 listopada 2009

Cud na Nowolipkach

W drodze do szkoły codziennie przechodziłem obok św. Augustyna. Kościół jest bardzo blisko liceum na Smoczej, ale w tamtym czasie były to dwa oddzielne światy. Sprawy wiary i praktyk religijnych objęte były sferą ściśle prywatną, niemal intymną. Świecka szkoła nie poruszała tych tematów. Nie istniały one również w naszych rozmowach, mimo że widywaliśmy się na mszy i chodziliśmy na religię.

Być może taka była muranowska specyfika. Niektórzy spośród nas mieli żydowskie pochodzenie, a wszyscy wywodzili się z rodzin obdarzonych łaską muranowskiego kwaterunku, co w pierwszych latach 50. oznaczało zaliczenie do niższego i średniego szczebla zaufanych władzy ludowej.

Pod koniec XIX wieku strzelista wieża Augustyna była najwyższą budowlą Warszawy, a zaraz po II wojnie, na krótko, chyba najbardziej znanym w świecie polskim kościołem. W 1947 r. agencje światowe obiegło wstrząsające zdjęcie: z lotu ptaka widać jak samotna wieża góruje nad bezbrzeżnym morzem gruzów getta.

Po raz drugi kościół stał się znany w świecie 12 lat później. Pamiętam tamtą jesień. W godzinach wieczornych 7 października 1959 roku na Nowolipkach wydarzył się cud. Na pozłacanej półtorametrowej kuli wieńczącej wieżę ukazał się wizerunek Matki Boskiej. Następnego dnia przed kościołem zgromadził się tłum mieszkańców dzielnicy, a przez następne trzy tygodnie na ulicach gęsto było od pielgrzymów.

Publicysta katolicki Jan Turnau pisał w swoim blogu:
Jako 11-latek byłem świadkiem "cudu na Nowolipkach". Na własne oczy widziałem Maryję jak na obrazku, i nawet z wężem u stóp. Ale że była taka właśnie figurkowa, mój raczkujący ateizm jeszcze się wzmógł.
Ja łaski nie doznałem, choć wcale nie byłem wtedy ateistą. Mimo że wypatrywałem się nabożnie, niczego nie dostrzegłem. Więcej szczęścia miała Mama, która była tam drugiego dnia. Wielokrotnie pytana, również wiele lat później, zawsze odpowiadała "widziałam". Mówiła jednak podejrzanie krótko. Myślę, że potwierdzała bardziej z katolickiej lojalności niż z metafizycznego doznania.

Kościół zajął wobec cudu stanowisko bardzo wstrzemięźliwe. Proboszcz Stefan Kuć uznał, że było to złudzenie optyczne (odbijający światło kawałek metalu na dachu rzucał je na pozłacaną kulę). Na drzwiach kościoła, przybił oświadczenie, w którym napisał, że w związku z promieniem na wieży kościelnej przypomina, iż zjawiska nadnaturalne występują tylko wtedy, kiedy nie można wyjaśnić ich w sposób naturalny. To da się wyjaśnić, więc prosi nie umniejszać wagi zjawisk nadprzyrodzonych.

Po trzech tygodniach napór pielgrzymów ustał. Niedługo potem zobaczyłem na wieży kościoła człowieka przyklejonego do stojącej niemal pionowo drabiny. Kolejna legenda miejska głosiła, że zamalowania kopuły podjął się zbrodniarz, któremu w zamian darowano karę.

Zapewne zrobił to jakiś solidnie opłacony fachowiec, ale wtedy ta maleńka sylwetka człowieka na wysokościach, pokrywającego smołą złoto, miała znaczenie złowróżbne.

7 komentarzy:

  1. Wrzuta.pl Soyka,Cud niepamięci...
    Zdarzają się jeszcze inne cuda, czasami niewidy.
    Adres z YouTube nie chciał się skopiować,
    żadnego cudu nie było. Rzeczywiście.
    Czary-mary hokus-pokus G.

    OdpowiedzUsuń
  2. Doskonale pamiętam to co się działo wokól kościoła przez cały pażdziernik.Od dzieci, moich rówieśników dowiedziałam się,że na wieży naszego kościołą pojawia się sylwetka Matki Bożej.Oczywiście z dzieciarnią z całego podwórka musiałam sprawdzić tę wiadomość.
    W tym czasie chodziłam do szkoły podstawowej nr.210.Każdego dnia przechodziłam w drodze do szkoły koło kościoła,a w pażdzierniku było to prawie niemożliwe.Od samego rana tłumy ludzi gromadziły się wokół kościoła.To nie byli ludzie tylko z naszego osiedla, nawet nie tylko z Warszawy.Widziałam chłopskie furmanki i autobusy którymi przyjeżdżały całe pielgrzymki.
    Pamiętam też,że władze wyłączały światło,cały Muranów tonoł w ciemnościach.Ludzie mówili,że UB szuka w ten sposób przyczyny pojawiania się jasnego,świetlnego obłoku na szczycie wieży kościelnej.Ten obłok był biały,błyszczący i zajmował miejsce krzyża i kuli,na której krzyż był umieszczony.
    Przypomina mi się kolejny wieczór,kiedy razem z tłumem stałam pod kościołem i wtedy zobaczyłam postać Matki Bożej.Obłok zmienił kształt,to była sylwetka kobiety w białej,lekko błękitno-srebrnej,długiej szacie.Trwało to przez chwilę (kilka minut),ale nie tylko ja byłam tego światkiem.Wokół podniósł się szum,ludzie zaczeli się modlić.Zresztą modlili się cały czas,śpiweali pieśni Maryjne.
    Wyłączanie świateł nic nie dawało,na wieży przez cały pażdziernik był widoczny biały obłok,a czasami Matka Boża.
    Wtedy władze postanowiły zrobić porządek z muranowskim kościołem.Polegało to na zasmołowaniu błyszczącej kuli.Zrobił to jakiś więzień,któremu obiecano wolność.Mimo to,na wieży był ciągle widoczny biały obłok.Nie pomogło wygaszanie światła,ani pomalowanie kuli.Dopiero gdy skończył się pażdziernik,skończył się i cud.
    Nasz kościół dzięki temu wydarzeniu zrobił się znany.Jeszcze przez jakiś czas widziało się ludzi,którzy zadzierali głowy do góry i wpatrywali się w szczyt wieży.W tym czasie budynek kościelny nie był jeszcze do końca wyremontowany po zniszczeniach wojennych.Pamiętam jak w domu mówiło się,że dzięki pielgrzymom Ks. Proboszcz kupił 3 pary nowych dębowych drzwi,są zresztą do dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu", nie zrozumiesz romantyczności Peerelu.

    Kiedy przyjeżdżała z Lublina kochana Babcia Aniela, słuchałem jej opowieści o cudach w tamtych stronach.

    Wśród pamiątek, które po niej zostały w czarnej, damskiej torebce: grzebień rogowy, tusz Kamelia z lusterkiem, carski paszport i czerwona partyjna książeczka, przełożona świętym obrazkiem "Jezu, ufam Tobie".

    OdpowiedzUsuń
  4. Na jednym z drzew rosnących wokół szpitala w moim mieście ludzie zauważyli sylwetkę Maryi . Gromadziły się tłumy wiernych,śpiewano pieśni ,odmawiano różaniec.Teren przy szpitalu został zniszczony .Pojawiły się pielgrzymki z różnych miejscowości. Zrobiłam zdjęcie i rzeczywiście naciek na korze tego drzewa był doskonałym obrazkiem Matki Boskiej .Drzewo zostało wycięte .Słuch po cudzie zaginął . B.S

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę się nadziwić ludziom, którzy widzieli jakiś cud na własne oczy. Czy nie dowierzają sobie czy wstydzą się opinii innych? Ja widziałem cud na Nowolipkach, widziałem Matkę Bożą w błękitnej sukni przez którą prześwitywały gwiazdy, widziałem wyciągnięte do mnie/nas jej ręce. Widziałem też obok siebie osoby, które złorzeczyły i nic nie widziały. Złożyłem to świadectwo do kroniki Kościoła Sw. Augustyna. Kłoppot w tym, że dzisiejsi kapłani sami chyba nie wierzą że Cud Na Nowolipkach to Prawdziwy Cud.
    Matkę Bożą widziałem, tak jak widzę każdego wokół mnie. Andrzej

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też tam byłam, z babcią... miałam osiem lat i dokładnie pamiętam, co wtedy widziałam... Cudowną zjawę, Matkę Boską w błękitnej szacie, wyraźnie poruszającą się... i nie był to żaden obłok, tylko dobrze widoczna kobieca postać! Nie bardzo to wtedy rozumiałam, zapamiętałam też, że nie wszyscy widzieli to co ja, poczułam się trochę wyróżniona... a może dopiero dziś tak czuję... Ewa

    OdpowiedzUsuń

 
blogi