środa, 18 listopada 2009

Zatroskany pan O.

W czasach mojego dzieciństwa Muranów wolny był od zewnętrznej propagandy. Nie było tu wielkich zakładów przemysłowych, które na swoich ścianach podejmowały zobowiązania produkcyjne. Nie biegła też tędy trasa pochodów z czerwonymi planszami zamalowanymi prostymi, robotniczymi słowami:
UMACNIAJMY ZWARTOŚĆ WSZYSTKICH SIŁ REWOLUCYJNYCH ŚWIATA WE WSPÓLNEJ WALCE PRZECIW AGRESYWNYM SIŁOM IMPERIALIZMU
Nie było też haseł opozycyjnych (te pojawiły się masowo w Polsce dopiero po roku 80) ani pacyfek (lata 70.). Jedyne napisy na murach, to niecenzuralne nazwy narządów płciowych i ich naiwne rysunki. Zdarzała się też indywidualne wyznania (Kocham Elę) lub publiczny donos na kolegę (Zbyszek kocha Elę). Były też pomówienia o odmienną orientację seksualną z użyciem nazwy części rowerowej lub nazwanie wroga po imieniu, nieortograficznie, ale za to krótko.

Zapamiętałem jeden nietypowy napis. Znalazł się którejś zimy początku lat 60. na szczytowej ścianie budynku przy ul. Dzielnej 7, opodal Pawiaka, znakomicie widoczny z tramwajów przejeżdżających ulicą Marchlewskiego. Napisano go niezgrabnymi, wielkimi literami, w trzech rzędach; wszystkie wznosiły się lekko w górę. Psychografolog zinterpretowałby tę tendencję jako optymistyczną, jednak treść nie była porywająca:
ONANIZM ZBAWI ŚWIAT.
To z pozoru obsceniczne hasło wynikało chyba z silnych w latach 50. i 60. przekonań neomaltuzjanskich, że tylko ograniczenie przyrostu ludności zapobiegnie powszechnemu głodowi. Zwłaszcza w państwach słabo rozwiniętych. Zielona rewolucja dopiero miała nadejść.

Komunizm jednak potrzebował nowych wyznawców i nie zgadzał się z tą teorią, o której Lenin pisał wcześniej:
Kładziemy już fundamenty pod nowy gmach, a dzieci nasze dokończą jego budowę. Oto dlaczego - i tylko dlatego - jesteśmy bezwzględnymi wrogami neomaltuzjanizmu, tego prądu dla mieszczańskiej parki, zaskorupiałej i samolubnej, która mamrocze z przerażeniem: daj boże, żebyśmy sami jakoś przetrzymali, a dzieci to już lepiej nie trzeba.
Komunizm się nie zgadzał, ale był zbiurokratyzowany, więc dopiero po pół roku napis zamalowano. Potem przez długie lata widać było tylko ślad jaśniejszej farby - pamięć po onaniscie, bojowniku o nowy lepszy świat.

Dziś w miejscu, gdzie było hasło przebito okna i wejście, a wokół nich szpeci ścianę pozbawiona pomysłu i talentu grafficiarska sztampa.

Współcześni grafficiarze ujmują światu urody, podczas gdy zatroskany pan O. na swój obrzydliwy sposób chciał go jednak zbawić.

5 komentarzy:

  1. Samo zbawienie jest możliwe, ale "Zbawiacze świata... to dosyć tanie przebranie, coś w rodzaju przebrania błazna. Ten, kto je wkłada na siebie, udaje wariata, w ten sposób się broni.Zawodowcy(z komunistycznego sprzysiężenia)nie wdziewają stroju błazna zbawiacza świata". S.Marai
    Pan O.zwykły wariat, o którym należy myśleć z czułością.
    Krążyły po Polsce żarciki - Czy znasz Tango toboły ? Czy znasz piosenkę onanisty?
    - No powiedz, co ci miałem dać? Nie miałem nic, prócz dwojga rąk...
    Oj, to boły piękne dni...

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Różne hasła z tamtych czasów mi się przypominają.
    Ale tak na dzisiaj, na troski Pana O,
    to zaproponuję:
    "Chwała ludziom dobrej roboty!"

    OdpowiedzUsuń
  4. Napisy na murach ,takie swoiste graffiti,z przełomu lat 80-tych i 90-tych.
    Pojawiały się głównie na Saskiej Kępie i Grochowie.
    JÓZEF TKACZUK.
    Często na murach gościł Józef Tkaczuk w okresie kampanii wyborczych.Ktoś postulował Józef Tkaczuk -na prezydenta.
    Józef rozprzestrzenił się również w Polsce a nawet poza jej granicami.
    Zwrot: Tu byłem -Józef Tkaczuk ,widziałam w londyńskim metrze.
    W czasach odnowy czuło się niewątpliwą sympatię do Józefa.
    Podobno,był on dozorcą w szkole przy ulicy Angorskiej.Być może to jednak legenda.

    OdpowiedzUsuń
  5. W latach 70-tych, w niewielkiej miejscowości był duży zakład o bardzo dumnej nazwie "Roszarnia lnu".
    Mieli tam bardzo długi płot z desek czy czegoś takiego o charaktrze ściany.
    Na przylegającym do chodnika odcinku płotu, o długości około 60 metrów był napis:
    "Naszą pracą i ochotą zamieniamy słomę lnianą w złoto".
    Jak się szło chodnikiem to poszczególne litery składały się pomału w słowa. Ulica była wąska i z daleka tego nie można było przeczytać. Poezja.
    Niestety nie było wówczas powszechności posiadania i uzywania aparatów, a było to godne uwiecznienia.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi