sobota, 31 lipca 2010

Doniesienie o jesieni

Donoszę Drogi Czytelniku, że nieznaczne, ale już są. Zaczęło się wczoraj. To było na stałym szlaku moich spacerów. Zawsze brałem tę kępę drzew za brzozy podfruwajki. Tymczasem, gdy pod wieczór schroniłem się w tym zagajniku przed ulewą, zobaczyłem, że kora drzewek wcale nie jest biała, lecz ciemnozielona i gładka. Liście wprawdzie sercowate, ale krawędzie lekko postrzępione. To były buki. Kiedy to zrozumiałem, dopadła mnie jesienna tęsknota za górami. Bo tam buczyna jest najpiękniejsza.
W górach jest wszystko co kocham
Wszystkie wiersze są w bukach
Zawsze kiedy tam wracam
Biorą mnie klony za wnuka
Jerzy Harasymowicz
Dziś od rana tropiłem z nosem przy ziemi i znalazłem. Jeden z cisów skrywał przede mną mięsistą osnówkę, która zwykle dojrzewa we wrześniu lub w październiku.
Korkowiec, który ledwo co wypuścił liście, powoli je zaczyna zrzucać dezerter
i winorośl upojna pokątnie się czerwieni.
Wieczorem kaczki krzyżówki spływają w zarośla melancholijnie,
a z kaliny wypełza północnica, co w długie jesienne noce nie daje spać chłopakom.
Dobranoc

5 komentarzy:

  1. Nieznacznie, skrycie, pokątnie i melancholijnie niech sobie jesień wypełza. Niecierpliwa.
    Cieszmy się latem, co młodsze tego roku.
    Gorące, gwałtowne burzy krew jak wino. Straszy wodą, żarem i nawałnicami. Wciąż pachnie miętą, barwi malinami.
    Donosicielom rzeczywistości należy płacić kielichem młodego wina i sypnąć garścią poezji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Młodym winem i garścią poezji w oczy? Zaiste dotkliwa to kara. Ja bym jednak tych siewców defetyzmu srożej pokarał. Ot, choćby sierpniową północnicą albo nawet dwiema.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dwie północnice = arabski erotyzm. Dusza mężczyzny jest areligijna.
    Miłosna liryka - Ghazel. Zjednoczeni kochankowie jak dwa sandały.
    O miłości najpiękniejsze sny na jawie.
    Jesienna tęsknota za tym,
    co przemija i wiecznie trwa.

    OdpowiedzUsuń
  4. Każą cisnąć garścią poezji w czające się, orzechowe ślepia jesieni. Tymczasem upał, radość, sama cielesność, skąd tu brać wiersze?

    Już czterdzieści lat temu, w młodzieńczej grupie poetyckiej wiedzieliśmy, jakim zagrożeniem dla wierszy są wakacyjne wyjazdy, nowe znajomości, wycieczki, letnie zakochania. Wszystko to sprzysięgało się ze słońcem przeciwko literaturze.

    Żeby nie pogrążyć się bez reszty w czasie jakże pięknym, ale artystycznie jałowym, pobudzić potencjał twórczy i doczekać do wrześniowego owocobrania, oprócz drobnych gróźb i przestróg należało stosować rozmaite zachęty.

    - Przed sezonem wielkich imprez jesteście - wmawialiśmy kolegom korespondencyjnie a potem, we wrześniu, sami musieliśmy organizować te imprezy w prywatnych mieszkaniach);
    - Piszcie dla podtrzymania koniecznej intensywności ! - na pocztówkjach bazgraliśmy spaleni słońcem (a po powrocie do Warszawy pierwsze spotkanie- to teraz przeczytajmy, co kto przez wakacje napisał, nikt się nie zgłasza, to może w kolejności alfabetycznej - pierwszy Jarski Jerzy, no i ten w końcu nie wytrzymał i uciekł z Warszawy do Cieszyna);
    - Dla Ciebie jest aksamit - obiecywaliśmy (już w listopadzie okazywało się, że gówno prawda, w najlepszym razie barchan, jeśli nie mokra włosienica);

    W tamtych czasach nie było jeszcze przycisku stand - by, takiego z czerwoną diodą zapewniającego stan czuwania, więc utrzymywanie stanu gotowości poetyckiej wymagało wielu osobistych zabiegów i odbywało się za pośrednictwem Poczty Polskiej.

    Niewątpliwy efekt byłby wtedy, gdyby nadawca sam tworzył na wakacjach drobne dzieła sztuki i rozsyłał je radośnie przyjaciołom. To nie było jednak możliwe, bo nadawca podlegał tym samym obezwładniającym prawom kanikuły. Należało jednak trzymać pion i nawet, jeśli to była kompletna plaża, czyli nic, musiał stworzyć pozór, napomknąć w niejednoznacznym komunikacie, że tymczasem wiele się dzieje.

    Zasada ta dotyczyła wszystkich, więc za chwilę sam adresat atakował kogoś z naszych przyjaciół zangażowanym listem, a nadawca z kolei stawał się adresatem czyjegoś, podtrzymującego na duchu przekazu. Nieistotne co było w kopertach, ważne, żeby do wszystkich dochodziły pulsujące sygnały kreatywności.

    Chodziło o to, żeby po otworzeniu listu palcami tłustymi od olejku do opalania adresat odniósł wrażenie, że nastąpił prawdziwy wybuch życia artystycznego, i podczas gdy wszyscy uczestniczą już w tej twórczej erupcji, on wysypuje piasek z sandałów.

    Ekolodzy wiedzą dzisiaj, że włączony przycisk stand-by jest podstępnym pożeraczem energii i w skali globu ma wpływ na przegrzewanie klimatu. Nas też to wyczerpywało i utrudniało wypoczynek ale trudno, taki był koszt utrzymywania grupy w stanie poetyckiej gotowości.

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń
  5. I to była życia poezja. Tuwim zapamiętał sitowie i ogłosił ars poetica. Jeśli wiosna z jesienią, a nawet zima, bywa bardziej poetycką i malarską, to jedynie lato pozornie przyziemnie biologiczne, ale -
    czy latem nie chce się głośniej śpiewać?
    Zabrałaś mi lato...
    Antonio Vivaldi w każdej porze słyszał inny śpiew. W palącym słońcu Aszchabadu znika kolor, na targu z dywanami widać biel i cień. Tkaczki i kupcy siedzą w bezruchu. Wtedy rodzi się w nich poezja.
    gm

    OdpowiedzUsuń

 
blogi