piątek, 7 stycznia 2011

Interpretator

To olbrzymia strata dla poezji. Zmarł Krzysztof Kolberger, niezrównany Interpretator.

Aktorzy często niedobrze czytają wiersze. Udają namysł, stawiają fałszywe akcenty logiczne i epatują głosem. Kolbergera słuchałbym zawsze. Jako jedyny potrafił czytać jakby wiersz napisał. Naturalnie, bez emfazy, mądrze.

Andrzej Wajda docenił Jego kunszt, powierzając Mu narrację i rolę Mickiewicza w "Panu Tadeuszu". Zobaczmy ostatni, bodaj najlepszy, akt filmu i posłuchajmy Aktora: koncertu Jankiela, poloneza (muzyka Kilara to najdoskonalszy polonez w dziejach) i fragmentu Inwokacji, która tu jest smutnym wygnańczym epilogiem.

2 komentarze:

  1. "Strofy dla Ciebie" - wiersze czytane przez Krzysztofa Kolbergera od 1978 roku w radiowej audycji "Lata z radiem" nie tylko wzruszały.
    Odkrywały poezję.
    Cała zapyziała socrealizmem Polska była zauroczona poezją. W 1999 roku wyszła płyta z najpiękniejszymi wierszami o miłości.
    Utworami, które pozwalają wierzyć, że miłość przezwycięża śmierć.
    W jednej z audycji ten najlepszy Interpretator wspomniał o liście otrzymanym od chorej dziewczynki, która dziękowała mu za to, że może się przenieść w inną przestrzeń.
    On sam z tymi, którzy teraz Go wspominają mówią, że wiersze dawały mu siłę w walce z chorobą.
    "Walc" Cz. Miłosza wymieniał jako ulubiony.

    Już lustra dźwięk walca powoli obraca
    I świecznik kołując odpływa w głąb sal.
    I patrz: sto świeczników we mgłach się zatacza,
    Sto luster odbija snujący się bal.

    I pyły różowe jak płatki jabłoni,
    I skry, słoneczniki chwiejących się trąb.
    Rozpięte szeroko jak krzyże w agonii
    Szkło ramion, czerń ramion, biel ramion i rąk.

    I krążą w zmrużone swe oczy wpatrzeni,
    A jedwab szeleści o nagość, ach cyt...
    I pióra, i perły w huczącej przestrzeni,
    I szepty, wołanie, i zawrót i rytm.

    Rok dziewięćset dziesięć. Już biją zegary,
    Lat cicho w klepsydrach przesącza się piach.
    Aż przyjdzie czas gniewu, dopełnią się miary
    I krzakiem ognistym śmierć stanie we drzwiach.

    A gdzieś tam daleko poeta się rodzi.
    Nie dla nich, nie dla nich napisze ich pieśń.
    Do chat drogą mleczną noc letnia podchodzi
    I psami w olszynach zanosi się wieś

    Choć nie ma go jeszcze i gdzieś kiedyś będzie,
    Ty, piękna, nie wiedząc kołyszesz się z nim.
    I będziesz tak tańczyć na zawsze w legendzie,
    W ból wojen wplątana, w trzask bitew i dym.

    Stań tutaj przy oknie i uchyl zasłony,
    W olśnieniu, widzeniu, na obcy spójrz świat.
    Walc pełznie tu, liśćmi złotymi stłumiony
    I w szyby zamiecią zimowy dmie wiatr.

    Lodowe pole w blasku żółtej zorzy
    W nagle rozdartej nocy się otworzy
    Tłumy biegnące wśród śmiertelnej wrzawy,
    Której nie słyszysz, odgadujesz z ust.

    Do granic nieba sięgające pole
    Wre morderstwami, krew śniegi rumieni,
    Na ciała skrzepłe w spokoju kamieni
    Dymiące słońce rzuca ranny kurz.

    Jest rzeka na wpół lodami przykryta
    I niewolnicze na brzegach pochody,
    Nad siną chmurą, ponad czarne wody
    W czerwonym słońcu, błysk bata.

    Tam, w tym pochodzie, w milczącym szeregu,
    Patrz, to twój syn. Policzek przecięty,
    Krwawi. On idzie, małpio uśmiechnięty,
    Krzycz! W niewolnictwie szczęśliwy.

    Rozumiesz. Jest taka cierpienia granica,
    Za którą się uśmiech pogodny zaczyna,
    I mija tak człowiek, i już zapomina,
    O co miał walczyć i po co.

    Jest takie olśnienie w bydlęcym spokoju,
    Gdy patrzy na chmury i gwiazdy, i zorze,
    Choć inni umarli, on umrzeć nie może
    I wtedy powoli umiera.

    Zapomnij. Nic nie ma prócz jasnej tej sali
    I walca, i kwiatów, i świateł, i ech.
    Świeczników sto w lustrach kołysząc się pali,
    I oczy, i usta, i wrzawa, i śmiech.

    Naprawdę po ciebie nie sięga dłoń żadna,
    Przed lustrem, na palcach unosząc się, stań.
    Na dworze jutrzenka i gwiazda poranna,
    I dzwonią wesoło dzwoneczki u sań.

    1942, Warszawa Cz. Miłosz, Walc


    gm

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci Jerzy
    jkostynowicz

    OdpowiedzUsuń

 
blogi