czwartek, 4 marca 2010

Kalosz

George Vander Slui, Children's drawings (1939)
Już na pierwszy rzut oka widać było, że ma ciąg do aktorstwa. Zwracał się do rozmówcy, ale jakby jeszcze do kogoś z boku.

W szkolnym teatrze pani Koszutskiej grywał początkowo ogony w Żeromskiego "Wiernej rzece" i "Róży". Za to w "Niemcach" Kruczkowskiego wziął już wielką rolę SS-Untersturmführera Willego Sonnenbrucha. To dość wyrazista i cyniczna postać. Przede wszystkim jednak w mundurze. Mundur był staranny: lśniące oficerki, bryczesy, a na patkach dwie złowrogie błyskawice.

Przygotowywał się najwyraźniej metodą słynnego teoretyka teatru Stanisławskiego, polegającą na wzbogacaniu środków aktorskich poprzez obserwację i własne przeżycie, bo podczas przerw szkolnych spacerował między nami ubrany w ten czarny, esesmański mundur.

Krysia S. napisała na forum klasowym:
To był mój sąsiad. Pewnego wieczoru, zapukał do naszych drzwi mieszkania na Smoczej, ubrany w ten niemiecki mundur. Mama, która otworzyła mu drzwi o mało nie dostała zawału, myśląc, że wróciła okupacja (przeżyła w Warszawie okupację, Powstanie i wypędzenie do obozu w Pruszkowie). On był cały szczęśliwy.
Musiał naprawdę być dobry, bo z tamtego przedstawienia pamiętam tylko jego, a zwłaszcza scenę, kiedy SS-Untersturmführer Willi stoi rozkraczony przed biednym więźniem:
A! Joachim Peters! Patrzcie, patrzcie! Przepraszam, że nie poznałem od razu...
W jego głosie była ironia i narastające okrucieństwo. Bardzo realne, bo cedząc słowa smagał się od niechcenia skórzanym pejczem po czarnych oficerkach.

Premiera była jakoś zimą, natomiast w końcu kwietnia podczas lekcji słychać było w szkole dziwne dźwięki.

Michał Łukaszewicz zapisał w opartym na faktach opowiadaniu "Ćwiczenia dykcji w Liceum im. Bartłomieja Malinowskiego" *:
Znalazłem się pierwszy przy wielkim oknie sali gimnastycznej, lecz ani słowem nie zdradziłem Grzegorzowi tego, co w niej ujrzałem. Oddychaliśmy nierówno, głęboko.

Na środku sali stał samotnie „Kalosz" w pozie wyrażającej skupienie i ślad wewnętrznej, duchowej pracy. Wydawało się, że rozmyśla, czeka, zbiera się w sobie. Wreszcie zdecydował się, odrzucił energicznym gestem głowę do tyłu i zawołał wytężonym, ale silnym i pewnym głosem coś, co już dawało się zrozumieć:
- Eękujemy ...a ...ysiąc ...ul ...a ...ysiąclecie.
Pierwszego Maja ubrani w białe bluzeczki i koszule szliśmy zwartą kolumną. Pięć metrów przed nami on z dumnie, po robociarsku odrzuconą głową raz po raz grzmiał już bez zastanowienia w kierunku trybuny honorowej.
- DZIĘKUJEMY ZA TYSIĄC SZKÓŁ NA TYSIĄCLECIE !
* * *
Kalosz niestety nie został aktorem, lecz milicjantem. Dziś jest na emeryturze. Spolegliwy i ciepły kolega ma chyba sześcioro wnucząt, łowi ryby i dorabia w firmie ochroniarskiej.
-------------------------------
* - Michał Łukaszewicz „Pieśń żarłocznej szarańczy” Warszawa. Czytelnik 1980

1 komentarz:

  1. A może Wy spróbujcie, którzy jesteście delikatniejsi, i bardziej zżyci z Autorem. Poproście, tak z głupia frant, żeby dał Wam swoje opowiadanie.
    - Nie, za nic w świecie!
    Wiedziałem, że nie da! Będzie nawijał, że skończyła się era Guttenberga, że nigdy nie zamierzał być pisarzem, że liczba postów jest silniejszym afrodyzjakiem niż udział w amatorskim ruchu literackim.

    A teraz weźcie tę perełkę. Zobaczcie, że Biedak robi co może, żeby utrzymać się jeszcze w stylu blogu, ale w zasadzie to już jest czysta literatura.

    Kowarski

    OdpowiedzUsuń

 
blogi