piątek, 1 października 2010

Czule

Strobridge & Co. Lith, plakat reklamowy mydla Ivory, 1898
Pierwszy post datowany jest na 1 października - dokładnie rok temu - ale naprawdę rozpocząłem 13 października i żeby wejść z jakąś pulą, antydatując wpisałem 9 postów. Ten pierwszy to Czapeczka, poczciwa, poetyczna i krótka.
Wróciłem właśnie ze spaceru, świeżo zaorane rżysko pachniało jak w dzieciństwie. Buba wesoło rozganiała myszkujące między bruzdami ptaszyska. Dziś rano lekka mgła szła od zalesień. Wczoraj wieczorem widziałem lecący wysoko klucz dzikich gęsi. Co robić, minął wrzesień.
Bo tak chciałem, miały to być zwięzłe impresje inspirowane obrazem. Wszystko się po drodze zmieniło. Prawdę powiedziawszy wtedy liczyłem na jakiś spektakularny sukces, bo czytałem wcześniej notki najbardziej poczytnych blogerów i pomyślałem, że mogę robić to ciekawiej. W jakimś sensie zawiodłem, bo liczba odwiedzin w zasadzie od początku jest stabilna i w porównaniu z tamtymi niewielka. Nie zrobiłem kariery, ale nie żałuję, bo jestem bogatszy niż przed rokiem. Czuję się zaszczycony, że zawsze ktoś tu zagląda, nawet, kiedy długo milczę.

Czytam komentarze, wzruszają mnie niemal wszystkie. Który najbardziej? Chyba ten zupełnie anonimowy, napisany pod postem Trzech zwiadowców. On (Ona?) kończy "Nigdy nie mogę tych słów powiedzieć spokojnie.", a ja nigdy nie mogę tego spokojnie czytać.

Komentarze wniosły zupełnie niespodziewaną wartość dodaną. Uspołeczniły i zuniwersalizowały. Niektóre są samodzielnymi perełkami literackimi. Przede wszystkim myślę tu o pani GM i o niezawodnym eks-Kowarskim. Jego niedawny komentarz do postu w W Ogrodzie Saskim o kapitaliście Jerzym okradającym samego siebie to mistrzostwo świata humoru. Czytałem to nocą i śmiałem się głośno. W dodatku wszystko prawda, łącznie z tymi samostrajkami, wewnętrznymi barykadami i autopacyfikacją. To właśnie z ich powodu tak czasami milczę.

Przeglądam swoje posty. To był kawałek niezłej roboty. Wyznam w skrytości, że być może najlepsza rzecz, jaką zrobiłem. W innym miejscu piszę o Słowobrazie.
Jest jak zbiór pocztówek albo jak przyjazny labirynt. Zlinkowane, wciąż dopisywane strony (dziś jest ich 165), powstały z żartobliwej tęsknoty za przeszłością oraz z męskiej tkliwości wobec małej i dużej historii, przyrody oraz kobiet.
Niektóre z postów zrobiły karierę (Dziewczyna z Karmelickiej, Gdy podejdą genetyczni, Trzech zwiadowców). Ja najbardziej lubię Anonimowy, Młodości stolicę, a przede wszystkim niedoceniany chyba trochę List (łącznie z muzyką), bo czytając go i słuchając płynę, płynę, płynę...
Z wpisów żartobliwych Pan Gon- Med nalewa łącznie z zabawnym qui pro quo w komentarzach.

Dziś jedna z czytelniczek, nie wiedząc, że to rocznica, przysłała mi mimowolny prezent, e-mail w którym napisała "Nie mam słabości do słodyczy, ale do Twojego słowa tak. Jakoś trzeba się zestarzeć."
No właśnie, jeżeli już naprawdę nie ma innego wyjścia, to przynajmniej starzejmy się czule. Nie opuszczajcie mnie, a ja będę uczulał.

5 komentarzy:

  1. Pierwszy będę Jerzemu dziękował za Słowobraz, bo ja się w Sieci nie boję strzelać wiochy.

    Za to, że przez rok chciało mi się otwierać komputer.

    Że spotkałem tu wrażliwych ludzi,
    którzy potrafią pisać między wierszami.

    Za wystawioną tu miskę mleka, do której przychodzą duchy naszych Przyjaciół.

    Za Dziewczynę z Karmelickiej i Dziecięcą krucjatę.

    Za Gm i Peatero, których chciałbym usłyszeć w duecie.

    A żebyś się nie skarżył, że gaszę Twój zapał, wiersz księdza Pasierba.


    skała i morał


    legenda mówi że kiedy Mahomet
    dosiadłszy swego rumaka Buraka
    (prezent archanioła Gabriela)
    wystartował w kierunku niebios
    porwana nagłym zapałem
    zapragnęła wznieść się i skała
    widząc to archanioł położył na niej dłoń
    i wstrzymał ją albowiem
    kada rzecz powinna być na swoim miejscu

    OdpowiedzUsuń
  2. PS. Zapomniałem dodać, żem Kostynowicz.
    Znowu będzie, że to Kowarski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Grochowiak bardziej tu sposobny:

    Przecież mnie czułość nigdy nie opuści;
    Nawet gdy zwątpię w śnieżność mego pióra;
    Gdy pewnej nocy – pełnej świec i luster –
    Ujrzę na dłoni tylko ślad po ptaku,
    Wątłą relikwię zmarłego zwierzęcia,
    Które zagniotła glina i powieki.

    Będziesz mi wierna, dostojna czułości,
    Po czas jałowy – i po dalsze czasy;
    Aż tam, gdzie widzę szczupłą głowę starca
    O moich nozdrzach i z moim uśmiechem,
    Złożoną miałko w pielęgniarskie dłonie
    Lub już owianą płomieniem gromnicy.

    Ale mnie czułość dalej nie opuści;
    Przecież zetleje już kamień nagrobny;
    Z tych świec, co moje, wiatr rozkruszy knoty,
    Z tych łez, co dla mnie, piasek się zawiąże,
    A wciąż – przez niebo – będzie szedł znużony
    Zamiatacz modlitw z posiwiałą miotłą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale ten czas leci........dobrze,że mamy Słowobraz,to są takie przystanki,to są takie chwile,kiedy się zatrzymuję i patrzę na swiat innym okiem,zdecydowanie czulej!
    Jurek,gratulacje i trzymaj tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  5. Słowobraz, to kawał udanej roboty Jerzego .
    To wypełnienie pustki samotnych godzin ,to przywołanie uroków młodości,ukazanie piękna natury ,codziennego życia i problemów napotykanych w bliskim i dalszym otoczeniu .
    To moja stała lektura .
    Gratuluję i dziękuję .

    OdpowiedzUsuń

 
blogi