wtorek, 19 stycznia 2010

Noworoczny sen

Instalacja, aut. Janusz Kostynowicz
Dziś opis snu, jaki przed paroma dniami dostałem od Janusza Kostynowicza. Janusz jest prawdomówny jak mało kto, więc wierzę, że nie zmyślił.
Dobry jest taki sen, bo można przełamać czas i znowu być razem: poeci, którzy zostali, z tymi co odeszli.

Noworoczne Pozdrowienia dla Chłopaków

Nie, nie był to przykry sen, w którym zmarli próbują nas przeciągać na tamten świat. Przypominał raczej radosne spotkanie, powrót z tegorocznej zabawy sylwestrowej pod gołym niebem. Przeciągające się powitanie Nowego 2010 Roku. W tej wędrówce Warszawa była całkiem realna. Nierzeczywista była tylko sfera klimatyczna, bo mogłem iść w samej marynarce.

Przechodząc przez ulice i zatrzymując się z ludźmi, cały czas trzymałem w ręku wielką zieloną butelkę szampana. Flaszka zakończona była sprytnym urządzeniem na kształt syfonu, tak, że mogłem raz popijać, raz rozpylać tylko zapach "Sowietskoje Szampanskoje".

Zacząłem przeciskać się dzielnicą uroczych, secesyjnych kamienic w stroną ścisłego Centrum. Tak jak się umówiliśmy, na rogu Wilczej i Chałubińskiego stał Krzysiek Zaleski przed swoim domem. Uśmiechnął się, gdy mnie zobaczył, wypił łyk. Ja jeszcze otworzyłem drzwi klatki schodowej i rozpyliłem, żeby ten zapach został na szczęście. Zastałem Krzysia w dobrym nastroju, ale nie mógł jeszcze z nami świętować. Wyszedł tylko na chwilę, zresztą w kapciach, bo spodziewał się gościa z zagranicy. Powiedział, żebym nawet nie pozdrawiał Chłopaków, bo spotkamy się zaraz na Uniwersytecie.

Na rogu Mokotowskiej i Placu Trzech Krzyży wpadłem w objęcia Michała Łukaszewicza. Był trochę rozczarowany, że jestem sam. Pytał o Jurka, Mirka, Tomka, Mariana. I zaczął ciągnąć mnie, żeby natychmiast iść do Chłopaków. Nie, nie był wcale znużony, raczej dopiero liczył na dobrą zabawę.  Poszliśmy obaj na skróty. Bracką do Jerozolimskich. Przystawaliśmy kilka razy, bo przeszkadzał mu paproch w oku. Spojrzałem, rzeczywiście wpadło mu coś ciemnego, okruch rdzy czy sadzy. Mógłbym mu to łatwo wyjąć, bo miałem białą chusteczkę i lusterko, ale bał się, nie pozwalał, przytrzymywał mnie za ręce, jak małe dziecko.

Gdy szliśmy Chmielną zaczynało się już ściemniać. Dziwił się, że spotykam tylu znajomych. Musiałem wyjaśniać, że tylko odkłaniam się. Trudno dziwić się, jeśli człowiek pracuje tyle lat w Śródmieściu. Same służbowe znajomości, nie to co spotykać się z Chłopakami. Michał zgubił mi się w którejś z tych knajpek na Nowym Świecie.

Czytałem wcześniej w Stołecznej, że na Krakowskim Przedmieściu będzie wstrzymany ruch, żeby piesi mogli bawić się na środku ulicy. Skręciłem w bramę Uniwersytetu i zaraz dołączyłem do świętujących. Pod Pałacem Kazimierzowskim zobaczyłem rozbawionego Jerzego Tomaszkiewicza. Objęliśmy się. Zapewniłem, że Chłopaki zaraz dojdą. Chudy, przygarbiony, mocno łysiający, był w istnie szampańskim nastroju. Wznosił toasty, popijał z ciemnozielonej butelki i sypał dookoła ryżem. Zgrabne studentki z polonistyki aż piszczały, zasłaniały oczy, wytrzepywały z włosów lśniące ziarna. Dołączyłem do Jurka i ganiałem je, opylając szampanem.

Mogłem tam zostać i wesoło bawić się do nocy, ale ciągnęło mnie do Chłopaków w Harendzie, tych z dawniejszych jeszcze lat. I miałem rację, bo dopiero w głównej sali Harendy paliły się kandelabry i wszystkie świeczniki.

Dopiero tutaj słychać było uroczystą muzykę i ludzie stali odświętnie ubrani. Kiedy zacząłem krzyczeć wesoło i rozpylać szampan dookoła, wziął mnie za łokieć ksiądz po cywilnemu i dyskretnie zwrócił uwagę, że to już nie jest kawiarnia, ale świątynia. Nie wiedziałem o tej zmianie. Wycofałem się, bardzo przepraszając i obudziłem się zawstydzony.

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sen jest odmiennym stanem świadomości.Oznacza utratę kontaktu z otaczającą , rzeczywistością ,
    ucieczkę od trosk,zmartwień i kłopotów,ale jest też
    czasem w którym organizm się regeneruje .
    Marzenia senne są zlepkiem przeżytych doświadczeń na jawie .
    To tak jakby ktoś rozbił jakieś naczynie i z tych różnych kawałków coś ulepił.
    Miewam też sny gdzie jestem z ludżmi,którzy odeszli,ale to nie jest straszne,ponieważ oni są tam żywi.Tak jak we śnie Pana Janusza .

    OdpowiedzUsuń
  3. Z Chłopakami - tak mogłoby wyglądać Niebo, gdyby św. Piotr tam wpuścił.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdybym wiedział, że wpuści i że tam są, może bym poszedł. Tymczasem jednak pobędę jeszcze trochę.

    Fascynuje mnie to urządzenie do inhalacji szampana.

    OdpowiedzUsuń
  5. A cóż się tak wszyscy do Nieba wybieracie ?
    Jeszcze po drodze niekiedy trzeba wstąpić do Czyśćca.

    OdpowiedzUsuń
  6. Trzeba jeszcze wstąpić do Piekła, bo po drodze. I przeżyć piekło.
    Sen mara, Bóg wiara. Rzeczywistość bywa czasami częściej spowita w oniryczną mgłę niż sam sen.
    W instalacji intryguje mnie ewolucja konia w plastusiowe zwierzę.
    Po materii przebytej - strzaskany mur, szkło i dziurawe byty. Człowieka wcale - plastelina morale.
    Brawo dla Autora!

    OdpowiedzUsuń

 
blogi