poniedziałek, 18 stycznia 2010

Ostry dyżur

Pamiętacie z "Misia" dialog węglarzy? Staszkowi, sobowtórowi prezesa Rysia, poprzedniego dnia wypadły w teatrze wszystkie włosy. To było działanie szamponu "Samson".
- Stasiek! Tyś się na Amerykana zrobił! Kojak? W tym filmie tak się ciebie stało?
- Nieee. W teatrze...
Korespondentowi nie Samson ani Dalila, lecz nieubłagany Chronos przerzedził czuprynę. Do teatru nie ma żalu, choć i miłości wielkiej też.

Ubrałem garnitur i czarne stukające buty. Buba melancholijnym wzrokiem śledziła przygotowania.
- Zawsze tak pachniesz. Idziesz. Ja zostaję. - Buba myśli zdaniami prostymi.
To było w samo południe."Ostry dyżur poetycki". Byłem po raz pierwszy, choć cykl ten trwa od dziesięciu lat. W Teatrze Narodowym co miesiąc słucha wierszy pełna sala szlachetnych miłośników poezji. Szlachetność zresztą jest powszechna, bo aktorzy biorą udział honorowy, a dochód z biletów idzie na cele dobroczynne (z tego spotkania na rzecz Specjalnego Ośrodka Wychowawczego - Domu dla Chłopców w Częstochowie).

Na scenie parę kawiarnianych stolików, a przy nich dwie, trzy osoby - aktorzy. Kolejno stają przed mikrofonem i czytają. Co jakiś czas Janusz Tylman gra pięknie Chopina (za miesiąc 200. rocznica urodzin).
Siedziałem najdalej jak można, na jaskółce i w ostatnim rzędzie. Nic nie szkodzi. Głos dochodził doskonale, a kiedy słucham poezji, nie muszę widzieć czytającego. Patrzyłem w światło rozszczepiające się w kryształach żyrandoli i na sufit o kształcie schodów. Słuchałem.

Tych wierszy było bardzo wiele. Aktor co jakiś czas wypuszczał w górę strzałę metafory, a ja mogłem widzieć czy doleci.

Czytanie poezji to trudne zadanie. Wiersz jest przekazem najszczerszym i poza zrozumieniem niewiele mu trzeba. Na nic elegancka modulacja, dykcja, szlachetny timbre i dostojny namysł. Aktor czytający poezję powinien być medium pomiędzy twórcą a odbiorcą. Czasem tylko, dzięki talentowi, potrafi mocniej naciągnąć cięciwę i w odpowiednim momencie wypuścić celną strzałę.

Było tych wierszy bardzo wiele. Od Kochanowskiego po poezję najnowszą. Odnoszę wrażenie, że to aktorzy dobierali je sobie, bo dominował Herbert. To bardzo wdzięczny do recytacji poeta.

Staremu wyjadaczowi i poetyckiemu cynikowi dwa razy jednak zaszklił się kryształ łzą. To znak, że strzała metafory ugodziła w serce. Raz za sprawą wiersza Stanisława Barańczaka "Obserwatorzy ptaków" i dzięki magnetycznej interpretacji Joanny Szczepkowskiej. Drugi, po Stanisława Różewicza prostym wierszu "Dlaczego piszę".
czasem "życie" zasłania
To
co jest większe od życia
Czasem góry zasłaniają
To
co jest za górami
trzeba więc przesunąć góry
ale ja nie mam potrzebnych
środków technicznych
ani siły
ani wiary
która przenosi góry
więc nie zobaczysz tego
nigdy
wiem o tym
i dlatego
piszę

10 komentarzy:

  1. Wstałem o piątej, dzień był długi i męczący. Wieczorem otworzyłem Slowobraz, ale tam ciągle wczorajsze wpisy. Zlękłem się, że Jot zachorował. Potem zjadłem późną kolecję, umyłem zęby i pomyślałem o smierci. Dopiero teraz, gdy już kładłem się spać, miła narracja, na końcu nagroda, wiersz, którego nie pamiętałem. Cyfrowy Aniele Stróżu mój.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też byłam zaniepokojona.
    Korespondent wyrażnie się opóżnił,
    co było dla mnie niepokojące ,kiedy po raz kolejny widziałam stare wpisy.
    Radość ,że wszystko jest w porządku przesłoniła samą treśc eseju.
    Nie byłam już wieki w Teatrze Narodowym.

    OdpowiedzUsuń
  3. I przy mnie też. Poproszę.
    Zaciekawił mnie kryształ, co to łzą się zaszklił, próbowałam na czeski, ale się nie przekładało. Widać ten kryształ bardzo jest prywatny.
    Prześladuje mnie Pan Kowarski.
    Pisał o kolacji, a ja widziałam jak je jajecznicę. Wiem, że to głupie, nikt o tej porze nie je jajecznicy. Co by jednak nie jadł, zgadzam się z tym, że to miła narracja.(hi hi)
    Ale o śmierci nie pomyślałam, zęby jednak umyłam

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja spokojnie wypiłam 10 kaw i przeniosłam się na dzień cały do Europejskiego Centrum Bajki w Pacanowie. Potem już tylko pozazdrościłam Korespodentowi tego wyjścia, ale nie wzruszył mnie żaden wers ani kryształ, tylko czarne stukające buty. Przeszyły mnie dwa dreszcze -Ostry dyżur poetycki - brrr i te stukające laczki - uhm.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta słabość do stukania to pewnie z tego Pacanowa, gdzie dość głośno kozy kują.

    OdpowiedzUsuń
  6. To kłopotliwe tłumaczyć się z kulawej metafory. Pisałem, że patrzyłem się w kryształ, to i się zaszklił.

    OdpowiedzUsuń
  7. Najważniejszy jest odbiór dzieła literackiego czy muzyki .
    Był to rok chyba 1966 .Pojechaliśmy autokarem na koncert muzyki symfonicznej do Domu Muzyki w Zabrzu .Szósta Symfonia Patetyczna Piotra Czajkowskiego zaszkliła mi oczy łzami na cały wieczór .Często słucham ten utwór i nadal mnie
    on przytłacza .

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie trzeba płakać, prożno zlorzeczyć, narzekać...czas goi wszelkie rany, więc trzeba czekać...Naprawdę nie wiem , co czynić trzeba , by ziemia była niebem a świat okruchem pejzażu z bajki...

    OdpowiedzUsuń
  9. Do
    Korespondenta Jerzego,
    ta słabość do stukania wymyka się z tęskonoty za przemijającą postacią świata, z odrazy do "adidasów" na każda okazję,w końcu z sentymentu do Koziołka z Pacanowa i Kozy z Koćmierzowa,
    z samego lubienia kopytek.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiem, wiem. Ja też lubię stukot, ale mój jest lżejszy, drobniejszy, bo obcas tu cieńszy i bardzo chce się spieszyć.

    OdpowiedzUsuń

 
blogi