poniedziałek, 26 października 2009

Szukając Chila

Od niego się zaczęło to pisanie, od Chila Goldberga. W marcu tego roku zamieściłem w swojej galerii zdjęć w portalu Nasza Klasa zdjęcie wykonane w Warszawie w 1937 roku przez Johna Phillipsa z magazynu  "Life".

Wcześniej pisywaliśmy na forum szkolnym o miejscach naszego dzieciństwa na Muranowie. Tam wszystko zostało zbudowane po wojnie, bo to był teren getta i po całej Dzielnicy Północnej nie została cegła na cegle. Pod zdjęciem napisałem:
To było gdzieś na Muranowie. Z tamtego asortymentu Chila Goldberga pozostały tylko parasole (choć nie jestem pewien, czy to nie sąsiedni sklep). A wiadomo czego najbardziej żal.
To miał być z pozoru cienki, ale w gruncie rzeczy seksistowski żart na temat zapomnianych elementów damskiej garderoby. Zawstydziłem się, gdy Dorota M. napisała:
Wzruszający jest, widoczny na zdjęciu, wytarty stopień progu.
Uświadomiłem sobie, że ten wytarty stopień to jedna z niewielu fizycznych pozostałości świadczących, że tam byli. Zresztą tego progu też już nie ma.

I nagle bardzo ważna stała się dla nas sprawa znalezienia śladów Chila Goldberga. To trwało parę dni. Piotr O. przeszukał  książkę adresową Polski z 1929 r. Dotarł też do warszawskiej książki telefonicznej z 1938 r. w Bibliotece Kongresu Stanów Zjednoczonych. Bez efektu.

Ja poszperałem w bazie getta. Numer 54 miało tylko parę ulic, a wśród nich Nowolipki, gdzie  w maju 1941 r. zalegał z płatnościami za gaz Moszek Goldberg. Może syn Chila?

Wreszcie znaleźliśmy w internecie spis raportów niemieckiej policji SIPO (Sichertheitspolizei) w okupowanej Belgii. W 1941 r. wymieniał on niejakiego Chila Goldberga, jako osobę podejrzaną o fałszowanie dokumentów i współpracującą z Polakami przy przerzucaniu ludzi do Anglii. Czy to nasz producent podwiązek i szelek?
Mało prawdopodobne, ale chciałoby się, żeby tak było.

Na koniec Anna BB napisała:
Trzeba było go szukać. Bo możliwe, że nie ma już nikogo, kto by szukał... Jakby się nazywał Złotogórski, to by dzieciaki i prawnuki drzewo genealogiczne zrobiły. Zadowolona jestem z tego poszukiwania, nawet, gdybyśmy nic nie znaleźli...
Dla mnie wzruszające było, że parę osób, które dotąd nie widziało się na oczy, z poczucia żalu zamarzyło wspólnie o zawróceniu czasu i ocaleniu pewnego ubogiego żydowskiego rzemieślnika.

6 komentarzy:

  1. Rodzina mojej mamy wielokrotnie zmieniała mieszkania w Warszawie. Gdy mama miała siedem lat, a było to w roku 1922, mieszkała w domu przy ulicy Nowolipki 53. Było to po przeciwnej stronie ulicy, ale zapewne niedaleko adresu Nowolipki 54, pod którym, według waszych ustaleń, działał sklep Chili Goldberga.Widzę ją z długimi czarnymi warkoczami sylabizującą literki g-o-r-s-e-t-o-w-e.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez komentarza zdejmuję kapelusz!

    OdpowiedzUsuń
  3. P21, to nie było naprzeciwko. Nowolipki 53 to była kamienica narożna przy Smoczej. W getcie, znajdował się tam komisariat policji polskiej III Dzielnicy. Numer 54 był bardziej na zachód, tam, gdzie po wojnie pętla autobusów 100 i 112.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jerzy,
    po wojnie na Niwolipkach nie było pętli autobusu 100,to była tylko pętla dla 112.
    takie małe sprostowanie....

    OdpowiedzUsuń
  6. Pisałem, że blisko i po przeciwnej stronie ulicy, a to przecież nie znaczy, że naprzeciwko. Z planu wynika, że trzeba przejśc od Smoczej ok. 100 metrów. A ciocia, która w 1922 roku miała 16 lat i mogłaby powiedziec czy był tam sklep Chila, zmarła 2 miesiące temu (miała 103 lata). Historia to wczoraj, a co najwyżej przedwczoraj...

    OdpowiedzUsuń

 
blogi